Ptok o pozwach pielęgniarek i położnych: ostrzegałyśmy MZ, że to się tak skończy
Rusza “korowód“ procesów, będących pokłosiem ustawy o minimalnym wynagrodzeniu w ochronie zdrowia. Pozwy składają pielęgniarki, których zarobki budzą wiele kontrowersji. Krystyna Ptok, szefowa OZZPiP, przyznaje, że dziś trudno ocenić, ile spraw trafi do sądów, bo Związek wciąż dowiaduje się o kolejnych. - Machina ruszyła - kwituje i dodaje, że MZ nic nie robi, by problem płac ostatecznie rozwiązać.

- Od wejścia w życie ustawy o najniższych wynagrodzeniach w ochronie zdrowia mijają kolejne miesiąc, a wątpliwości dotyczące zasad wynagradzania i finansowania podwyżek nadal budzą wątpliwości i dzielą środowisko.
- Pielęgniarki o wyższe płace coraz częściej walczą w sądach. I mają pierwsze wygrane procesy.
- Krystyna Ptok, przewodnicząca OZZPiP, przewiduje, że będziemy o nich słyszeć, dopóki MZ nie zdecyduje jednoznacznie, za co pracodawca płaci: za posiadane kwalifikacje czy te, których wymaga.
Z danych Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych wynika, że nawet 30 proc. podmiotów, gdzie zatrudniane są pielęgniarki i położne, nie realizuje przepisów ustawy o minimalnym wynagrodzeniu, zgodnie z oczekiwaniami przedstawicielek tej profesji. Te już nie chcą dłużej czekać na porozumienie z pracodawcami - przypomnijmy, że regulacja podnosząca płace w ochronie zdrowia obowiązuje od lipca 2022 r. - i decydują się walczyć o wyższe płace w sądach.
Problem zaszeregowania pracowników to wynik złych zapisów
Jak przyznaje Krystyna Ptok, przewodnicząca OZZPiP, machina już ruszyła i do Związku wciąż napływają informacje o kolejnych pozwach.
PRZECZYTAJ TAKŻE: OZZPiP: zaniechania MZ doprowadziły do wybuchu w całym kraju konfliktów na tle płacowym
- Pracodawcy, by uniknąć konieczności podniesienia płac pracownikom, wskazują, że płacą za wymagane umiejętności, a nie te posiadane. To efekt zapisu, który Ministerstwo Zdrowia wprowadziło do ustawy, a który sprowadza się do tego, że to pracodawca decyduje, jakie kwalifikacje posiada dany pracownik. My się z tym nie zgadzamy, bo to uczelnia, wydając dyplom określa je, nie zatrudniający - tłumaczy Ptok i dodaje: - Jak można oczekiwać, że pielęgniarka w trakcie pracy może nie korzystać z posiadanych umiejętności. Ma zapomnieć, co potrafi?
Jak zaznacza przewodnicząca OZZPiP, obecnie najwięcej pozwów przygotowały pielęgniarki i położne z województwa świętokrzyskiego. - Sytuacja w całym kraju wygląda różnie. Są regiony, jak Mazowsze, gdzie skala tego problemu jest niewielka. Tu do tej pory mieliśmy informacje tylko o jednym takim przypadku. Ile ostatecznie spraw będzie miało swój finał w sądach, trudno dziś przewidzieć. Z pewnością skala będzie duża, bo kolejne - jak słyszymy - pozwy są tylko kwestią czasu - komentuje Ptok.
Nasza rozmówczyni zaznacza, że problemem jest nie tylko nieuznawanie kwalifikacji pracowników, ale coraz częściej dochodzi też do wypowiadania umów tym z wyższym wykształceniem i specjalizacją. - Ostatni sygnał, jaki dotarł do Związku, płynie z Małopolski, gdzie w takiej sytuacji znalazło się aż 140 pielęgniarek - wskazuje. Chodzi o personel ze Szpitala Wojewódzkiego im. Świętego Łukasza w Tarnowie. Tamtejsze pielęgniarki dostały ofertę “nie do odrzucenia” - wypowiedzenia zmieniające, których celem jest degradacja ich stanowiska, czyli przyzwolenie na niższe płace.
Pierwsze wyroki płacowe już zapadły
Pielęgniarki mają już na swoim koncie pierwsze wygrane procesy. I tak Sąd Rejonowy w Łomży nakazał szpitalowi z Wysokiego Mazowieckiego podnieść o 500 zł wynagrodzenia tym pracownicom, które mają wyższe wykształcenia. Pozew w tej sprawie dotyczył w sumie 36 pracownic szpitala.
Zaś Sąd Okręgowy w Łodzi zdecydował, że pielęgniarka po liceum medycznym, która wykonywała te same obowiązki, co jej koleżanki po studiach, powinna być traktowana tak samo jak one. Sąd uznał, że w tym przypadku liczy się zakres obowiązków, nie posiadane wykształcenie.
Inwestycje w kształcenie pielęgniarek i blokowanie podwyżek. “Tu nie ma logiki”
W ocenie przewodniczącej OZZPiP całe zamieszanie wokół kwalifikacji i ich uznawania przez pracodawców stało się też zarzewiem konfliktów i w samym środowisku pielęgniarek i położnych. - My obawialiśmy się, że przyjęcie ustawy w takim kształcie stanie się punktem zapalnym. Jeszcze na etapie jej procedowania apelowaliśmy o takie zmiany, które zapobiegałyby tym konfliktom. Nasz głos nie został wysłuchany. Pracodawcy i resort zdrowia doprowadzili do ogromnego napięcia w grupie zawodowej, która jest deficytowa. To dodatkowo zniechęca do niej młode kadry - podsumowuje Ptok.
Nasza rozmówczyni zwraca uwagę, że zaskakujące jest to, że resort zdrowia z jednej strony wykłada potężne środki na szkolenia dla pielęgniarek i położnych oraz na ich specjalizację, a następnie nie dąży do tego, by uzyskane kwalifikację, które sfinansował, były potem uznawane i wykorzystywane przez pracodawców. - W tym nie ma logiki - kwituje.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Małas: pielęgniarki mogłyby same “obsłużyć” 60 proc. pacjentów
Źródło: Puls Medycyny