Prof. Szuster-Ciesielska: V fala pandemii będzie inna niż poprzednie. Krótka, ale gwałtowna

opublikowano: 25-01-2022, 16:33
aktualizacja: 25-01-2022, 16:35

– Wariant omikron ma trzy razy większy potencjał do szybkiego rozprzestrzeniania się niż delta, którą już uważano za mutację szybko transmitującą. Można się spodziewać, że zakażeniu ulegnie zdecydowana większość z nas. To pociągnie za sobą większą liczbę chorych z cięższymi objawami — przewiduje prof. Agnieszka Szuster-Ciesielska w rozmowie dotyczącej zmienności koronawirusów i mechanizmów wytwarzania odporności poszczepiennej.

Ten artykuł czytasz w ramach płatnej subskrypcji. Twoja prenumerata jest aktywna

  • W przypadku mutacji Omikron okres inkubacji choroby, którą powoduje, jest krótszy i wynosi ok. 3 dni.
  • Nieco różnią się też symptomy zakażenia. Dominują objawy ze strony górnych dróg oddechowych, rzadziej pojawia się duszność.
  • Można się spodziewać, że zakażeniu Omikronem ulegnie zdecydowana większość społeczeństwa. To pociągnie za sobą większą liczbę chorych z cięższymi objawami.
  • Naukowcy badają, na ile trwała jest odporność przeciwko SARS-CoV-2, uzyskana dzięki szczepieniom i czy podawanie kolejnych dawek przypominających, np. co kilka miesięcy, grozi zjawiskiem tzw. wyczerpania odpowiedzi immunologicznej w stosunku do tego konkretnie patogenu.
  • W przypadku pierwszego SARS-CoV (rok 2003) u osób, które wtedy przeszły zakażenie tym wirusem, nawet po 17 latach odkrywano limfocyty pamięci immunologicznej.

Co, w świetle najnowszych doniesień, wiadomo o przebiegu zakażenia SARS-CoV-2 wywołanego wariantem omikron?

Wiemy na pewno, że w przypadku mutacji omikron okres inkubacji choroby, którą powoduje, jest krótszy i wynosi ok. 3 dni. Nieco różnią się symptomy zakażenia. Pacjenci bardziej skarżą się na objawy ze strony górnych dróg oddechowych: pojawia się napadowe kichanie, katar, ból gardła, natomiast uczucie duszności jest mniej zaznaczone. Jest to spowodowane tym, że wirus namnaża się głównie w górnych drogach oddechowych, co daje szansę, że objawy płucne w przypadku COVID-19, wywołanego wariantem omikron, będą słabiej nasilone. Przy czym trzeba jasno powiedzieć, że ciężki przebieg choroby także może mieć miejsce.

Czy omikron można nazwać „łagodnym” wariantem wirusa?

Nie możemy ulegać takiej narracji. Owszem, jeśli spojrzymy na jednostkę, to zakażenie z reguły ma łagodniejszy przebieg, niż to wywołane wariantem delta. Z drugiej strony pamiętajmy, że omikron ma olbrzymi potencjał do szybkiego rozprzestrzeniania się. Trzy razy większy niż delta, która już była uważana za mutację szybko transmitującą. W związku z tym zakażeniu ulegnie duża część społeczeństwa, można się spodziewać, że zdecydowana większość z nas. To pociągnie za sobą większą liczbę chorych z cięższymi objawami. Zatem wariant omikron w indywidualnym rozwoju choroby jest łagodniejszy, ale w skali populacji może wywołać pogrom. Obecna fala pandemii w naszym kraju będzie przebiegała inaczej niż poprzednie — będzie krótka, ale bardzo gwałtowna. A mówienie, że omikron to łagodny wariant, grozi tym, że ludzie będą się mniej testować i izolować. A ponieważ będą się lepiej czuli ze względu na mniej nasilone objawy, będą wychodzić z domu i szerzyć wirusa.

Trwa szczepienie przypominającą, trzecią dawką. Pojawiła się opinia jednego z wysokich urzędników Europejskiej Agencji Leków (EMA), że podawanie kolejnych dawek wakcyny, np. co 4. miesiące, zamiast wzmocnić, może osłabić ochronę przed SARS-CoV-2. Czy faktycznie?

Tego nie wiemy na pewno. Nie ma stosownych badań przeprowadzonych na zwierzętach. Spróbuję to wyjaśnić na przykładzie zakażeń wirusami HBV, HCV czy HIV, obecnymi wiele miesięcy, a nawet lat w organizmie nosiciela. Układ odpornościowy jest wówczas cały czas eksponowany na antygen wirusa i dochodzi do zjawiska tzw. wyczerpania odpowiedzi immunologicznej w stosunku do tego konkretnie patogenu. Z kolei gdyby to przełożyć na szczepienia, może się pojawiać pewne zagrożenie, że jeśli kolejne dawki będą podawane w krótszych interwałach, np. co 4-5 miesięcy, to nasze limfocyty będą za często „bombardowane” tym antygenem i odpowiedź z ich strony może być słabsza.

Wyraźnie jednak brakuje badania, w którym np. podawano by zwierzętom co 3 miesiące szczepionkę przeciwko SARS-CoV-2 i sprawdzano, jak wygląda ich odpowiedź odpornościowa. Czekam na takie badanie z niecierpliwością. Większość szczepionek jest poddawana w schemacie 2- lub 3-dawkowym, np. 0, 1 i 6 miesięcy. W mojej ocenie, ten schemat 3-dawkowy jest wystarczający w przypadku COVID-19. Dlaczego? Skuteczność szczepienia musimy rozpatrywać nie tylko z punktu widzenia istnienia odpowiedzi humoralnej, czyli wytworzenia przeciwciał. Miano tych przeciwciał spada po upływie 5-6 miesięcy od momentu podania szczepionki, co już zostało udowodnione. Natomiast nie jest to jedyny rodzaj odpowiedzi nabytej, jest też jeszcze odpowiedź komórkowa oraz tzw. limfocyty pamięci.

W przypadku pierwszego SARS-CoV (rok 2003) u osób, które wtedy przeszły zakażenie tym wirusem, nawet po 17 latach odkrywano limfocyty pamięci immunologicznej. W medycynie obowiązuje zasada, że stosuje się minimalną skuteczną dawkę leku. Ta sama zasada sprawdza się w szczepieniach. Jeśli 2 dawki są skuteczne, to nie ma sensu podawać 3. i 4. Oczywiście, z pewnymi wyjątkami. Jest grupa osób, które słabiej odpowiadają na szczepionkę przeciwko COVID-19. Jest to spowodowane wiekiem albo istniejącymi chorobami, które same w sobie mają wpływ negatywny na jakość naszej odpowiedzi odpornościowej. W tych grupach należałoby rozważyć podanie 4 dawki.

Czy szczepienie wpływa na ładunek wirusa w drogach oddechowych? I czy można mieć nadzieję, ze osoby zaszczepione, nawet jeśli dojdzie u nich do infekcji przełamującej, będą „mniej zakaźne” dla otoczenia?

Zdecydowanie tak. Jest opublikowanych kilka bardzo dobrych prac, które wyraźnie wskazują, że w przypadku infekcji przełamującej u osób zaszczepionych stężenie wirusa w górnych drogach oddechowych jest niższe. Co więcej, osoby te wydalają wirusa krócej, a przez to spada ryzyko roznoszenia go dalej. I właśnie na wynikach tych badań oparły się rządy państw, które skróciły okres kwarantanny z 10 do 5 czy 7 dni. Dodam, że są to państwa, w których poziom wyszczepienia jest bardzo wysoki, a więc mogą sobie na to pozwolić.

Mniej wirusa to także łagodniejszy przebieg zakażenia w sytuacji, gdy dojdzie do tzw. infekcji przełamującej?

Tak, ponieważ u osób zaszczepionych już istnieją albo mogą być niemalże błyskawicznie uruchomione mechanizmy odpornościowe, dzięki którym wirus po wtargnięciu do naszego układu oddechowego od razu napotyka barierę ochronną w postaci przeciwciał i aktywnych komórek. Nie można natomiast wykluczyć pewnych sytuacji, w których ta ochrona nie istnieje albo jest bardzo słaba. Dzieje się tak dlatego, iż każdy z nas inaczej odpowiada czy na samego wirusa, czy na szczepionkę, co jest spowodowane genami decydującymi o poziomie indywidualnej odporności. Jest grupa tzw. non-responders, czyli osób, które w ogóle nie odpowiadają na szczepionkę. Ocenia się, że mogą one stanowić od 5 do nawet 10 proc. populacji. Jednak zdecydowana większość z nas po szczepieniu wytworzy większą lub mniejszą odporność przeciwko wirusowi SARS-CoV-2.

Na ile niepokojące jest doniesienie, że przechorowanie COVID-19 przez dzieci i młodzież poniżej 18. roku życia zwiększa ryzyko wystąpienia cukrzycy po wyzdrowieniu?

Rzeczywiście, ukazała się jedna praca na ten temat. To badanie obserwacyjne mówiące o tym, że u dzieci i młodzieży ryzyko nabycia cukrzycy po przechorowaniu COVID-19 wzrasta 2,5-krotnie. Na razie było to jedno doniesienie, czekamy na ewentualne kolejne, które to potwierdzą. Powiedziałabym jednak, że nie jest to nowość, jeżeli chodzi o infekcyjne podłoże cukrzycy. Na przykład wirus Epsteina-Barr (EBV), który jest bardzo rozpowszechniony, jest czynnikiem etiologicznym rozwoju cukrzycy.

Czy zakażenie SARS-CoV-2 może wyzwolić rozwój reakcji autoimmunologicznych i inne choroby z autoagresji?

Niestety, wirus SARS-CoV-2 ma na tym polu duży potencjał i jest uważany za wyzwalacz reakcji autoimmunologicznej, czyli kierowanej przeciwko własnym komórkom. Obserwowano, że w wyniku COVID-19 pojawiły się takie choroby autoimmunologiczne, jak: toczeń układowy, zespół Guillaina-Barrego, reumatoidalne zapalenie stawów, autoimmunologiczna plamica małopłytkowa czy autoimmunologiczna niedokrwistość hemolityczna. Jest to spowodowane tym, że wirus SARS-CoV-2 powoduje produkcję przeciwciał o różnej swoistości, skierowanych przeciwko różnym białkom koronawirusa. Te przeciwciała mogą — mówiąc w dużym uproszczeniu — krzyżowo rozpoznawać także białka naszych komórek i je atakować. W związku z tym rozwija się odpowiedź autoimmunologiczna, szczególnie u osób predysponowanych do tego genetycznie.

Mało tego, jeśli pacjent ma choroby z autoagresji, to w trakcie COVID-19 obserwowano zaostrzenie się tych schorzeń. To dodatkowy argument za tym, by się szczepić. Dodam, że w przypadku szczepionek przeciwko COVID-19 nie obserwuje się pojawiania nowych chorób autoimmunologicznych. Chociaż u niewielkiego odsetka osób, które już borykają się z reumatoidalnym zapaleniem stawów, podanie wakcyny powodowało zaostrzenie choroby przewlekłej. Dlaczego? Szczepionka powoduje rozwój krótkotrwałego stanu zapalnego, a wiadomo, że u podłoża chorób autoimmunologicznych leżą właśnie reakcje zapalne. Pojawienie się takich objawów po szczepieniu może wzbudzić zaognienie autoagresji. Natomiast jeśli chodzi o liczbę tych zaostrzeń, to jest ona nieporównanie niższa w stosunku do zagrożenia, jakie niesie ze sobą COVID-19.

O KIM MOWA

Prof. dr hab. n. biol. Agnieszka Szuster-Ciesielska jest specjalistą w dziedzinie wirusologii i immunologii w Katedrze Wirusologii i Immunologii Instytutu Nauk Biologicznych UMCS w Lublinie.

PRZECZYTAJ TAKŻE: Prof. Szuster-Ciesielska: w Polsce jeszcze nie czas na znoszenie obostrzeń

Najważniejsze dzisiaj
× Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.