Prof. Filipiak: warto ograniczać mięso, nie musimy jeść go codziennie
Dane z badań dowodzą, że diety: wegańska czy wegetariańska są zdrowe i nawet gdy takiego sposobu odżywiania się nie będziemy preferować na co dzień, warto ograniczać mięso. Zwłaszcza, że społeczeństwo polskie jest zaliczane przez Europejskie Towarzystwo Kardiologiczne do narodów wysokiego ryzyka sercowo-naczyniowego – mówi prof. Krzysztof J. Filipiak.

Praca przeglądowa, dotycząca wpływu diety wegańskiej na ryzyko sercowo-naczyniowe, której pierwszym autorem jest Michail Koutebtakis z English Division WUM, a współautorami naukowcy z Polski, odbiła się szerokim echem w mediach społecznościowych.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Dieta wegańska obniża LDL-cholesterol, trzyma w ryzach glukozę i zwalcza stany zapalne
– Być może rozgłos, który towarzyszy naszej pracy jest spowodowany tym, że wpisała się ona w bieżące „potyczki polityczne”, w których jedna strona chwali Prezydenta Warszawy za podpisanie się pod deklaracją proekologicznego kształtowania przyszłości wielkich miast, w tym również ograniczania spożycia mięsa, a druga, na znak protestu, formułuje kuriozalne wizje codziennego jedzenia robaków i w kontrofensywie fotografuje się z kotletem – komentuje prof. dr hab. med. Krzysztof J. Filipiak, kardiolog, hipertensjolog, internista, farmakolog kliniczny, współautor pracy pt. „The Effect of a Vegan Diet on the Cardiovascular System”, która niedawno ukazała się na łamach „Journal of Cardiovascular Development and Disease” (impact factor 4,415).
Praca, która porządkuje fakty
Prof. Filipiak podkreśla, że autorzy pracy nie chcieli wpisywać się w bieżącą kampanię polityczną: - Po prostu porządkujemy fakty i korzystamy z tego, że na łamach „Journal of Cardiovascular Development and Disease”, w którym mam przyjemność być członkiem zespołu redakcyjnego, często publikujemy artykuły dotyczące wpływu diety na choroby układu krążenia. Dlaczego to ważne? Po pierwsze, mam nieodparte wrażenia, że wiedza o prawidłowym żywieniu jest, nawet wśród specjalistów mojej branży, kardiologów, dość skromna. Gdy recenzowałem i pisałem wstęp do znakomitego podręcznika doc. Michała Czapli na ten temat („Żywienie w chorobach serca, wyd. PZWL, 2022) rozpocząłem go od stwierdzenia: „… z perspektywy profesora medycyny i wieloletniego członka egzaminacyjnych komisji specjalizacyjnych w dziedzinie kardiologii oraz interny wiem, że o ile zdający egzamin przyszły kardiolog, internista bez problemu wymienia wytyczne, leki, zasady postępowania farmakologicznego i zabiegowego, ma już duże problemy z opisem tego, co kryje się pod hasłem „dieta DASH” czy „dieta śródziemnomorska”, a jego wiedza kończy się często na oliwie z oliwek, kieliszku czerwonego wina, rybach, dużej ilości warzyw i owoców. Reszta jest milczeniem, cytując Szekspira – mówi prof. Krzysztof J. Filipiak.
Pomiędzy poszczególnymi warzywami i owocami nie należy stawiać znaku równości
Jego zdaniem, polski dyskurs naukowo-dietetyczny jest mało precyzyjny.
– Rzekłbym, ze nie dorósł jeszcze do debat na temat sposobów odżywiania. Podam dwa przykłady, świadczące jak ubogi jest nasz język debaty dietetycznej. Mówimy na przykład o „warzywach”, podczas gdy specjaliści widzą w nich te lepsze i gorsze. Warzywa różnią się pomiędzy sobą indeksem glikemicznym, jest on odmienny dla warzyw różnie przyrządzonych, bardziej lub mniej surowych czy też zależny od stopnia ich rozgotowania. Coraz więcej wskazuje na szczególne zalety warzyw strączkowych, czy warzyw określanych jako „nonstarchy vegetables” (warzywa nieskrobiowe), takie jak ogórek, papryka, pomidor, cukinia, bakałażan, kalafior, brokuł, sałata, szpinak, jarmuż. To po nie szczególnie często powinniśmy sięgać. Szczególną „bombą witaminową” są też warzywa kiszone, nie powinno ich brakować w naszej diecie – zwraca uwagę prof. Filipiak.
Ekspert podkreśla, że podobnie jest w przypadku owoców. Tu także operujemy terminem ogólnym, a – jak mówi profesor - preferować powinniśmy wybrane owoce.
– Na przykład popularne banany (chociaż na świecie są ich setki gatunków) mogą się znacznie różnić właściwościami w zależności od stopnia dojrzałości. Generalnie powinniśmy preferować te owoce, które mają mniejszy indeks glikemiczny, a zwłaszcza te wszystkie, które piśmiennictwo określa mianem „berries”, a więc owoce jagodowe, takie jak: truskawki, czarne jagody, porzeczkę, malinę, jeżynę, żurawinę, czarny bez, jagody goi, morwę, kapary, aronię – celowo wymieniam te z grupy ponad 25 gatunków owoców, które w języku angielskim kończą się słowem „-berry”. To właśnie o nich mowa w dietetycznym zaleceniu „nuts and berries”, tłumaczonym czasem nieprawidłowo jako „orzechy i owoce”. To pokazuje brak precyzji polskiego języka dietetycznego –wyjaśnia prof. Krzysztof J. Filipiak i dodaje, że jedzenie mięsa nie wszystkim jest potrzebne.
Polacy są społeczeństwem dużego ryzyka sercowo-naczyniowego
– Pozostawiam na boku kwestie etyczne hodowli zwierząt na rzeź, ciekawy jestem, jak podchodzić będą do niej następne pokolenia i czy nie uznają nas kiedyś za barbarzyńców? Dieta wegańska czy wegetariańska jest zdrowa i nawet, gdy nie przyjmiemy jej do naszej codzienności, warto po prostu ograniczać mięso. Nie musimy jeść go codziennie, zwłaszcza w społeczeństwie polskim, zaliczanym przez Europejskie Towarzystwo Kardiologiczne do narodów wysokiego ryzyka sercowo-naczyniowego. Coraz większa świadomość zalet diety wegańskiej i wegetariańskiej, ograniczanie mięsa, eliminacja mięsa czerwonego na rzecz białego i ryb, a może nawet mięsa hodowlanego na rzecz dziczyzny – mięsa bez antybiotyków, hormonów i trujących substancji egzogennych, wyjdzie nam tylko na zdrowie. Trzeba to śmiało mówić w społeczeństwie 11 mln osób z nadciśnieniem tętniczym, 20 mln osób z podwyższonym stężeniem cholesterolu czy 3 mln pacjentów z cukrzycą. I naprawdę nie bójmy się, że wyśmieje nas ten czy inny polityk fotografujący się z befsztykiem. A czy robaki zastąpią kiedyś mięso jako źródło powszechnie dostępnego i zdrowszego białka? Pewnie nie za naszego życia, ale tym wszystkim, którzy się tego obawiają, powiem jedno. Czy Polsce nie ma wielkich tradycji wykorzystania robaków na szeroką skalę? Przecież nazwa miesiąca „czerwiec” pochodzi od owada, czerwca polskiego, z którego wyrabiano czerwony barwnik, koszelinę – przypomina profesor Filipiak.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Jak spożycie soli wpływa na rozwój chorób układu krążenia [BADANIA]
Źródło: Puls Medycyny