Zarazy dziesiątkowały ludzkość od tysięcy lat
„Ospa prawdziwa to dotychczas jedyna choroba ludzi uznana przez Światową Organizację Zdrowia (WHO) za całkowicie eradykowaną w 1980 r. Przy tej okazji pojawiły się wielkie nadzieje, że skoro udało się całkowicie pokonać chorobę dziesiątkującą ludzkość przez tysiąclecia, to uda się wygrać z kolejnymi…” — przypomniał prof. Ryszard Gryglewski w rozmowie na temat największych zaraz, jakie dotykały Europę, sposobów wyjaśniania ich przyczyn oraz prób ich leczenia.

Co łączy epidemie, które pojawiały się na przestrzeni wieków?
Przede wszystkim strach, przerażenie, a czasem wręcz panika ludzi. Poza tym próba zrozumienia tego, co się dzieje i skąd się to wzięło — co odmiennie interpretowano w różnych epokach. W końcu szukanie sposobu na poradzenie sobie z zagrożeniem, chronienie tych, którzy są jeszcze zdrowi, oraz poszukiwanie skutecznych metod leczenia tych, którzy zachorowali. Wszystkie te elementy są widoczne również dzisiaj podczas pandemii COVID-19.
Jakie choroby najczęściej dziesiątkowały ludzkość?
Im głębiej sięgamy w przeszłość, tym trudniej dokładnie to określić. Zwłaszcza że rozróżnianie poszczególnych schorzeń — co dzisiaj wydaje się dość proste — dawniej nie było rzeczą łatwą. W zachowanych opisach zwykle dominują informacje o gorączce, osłabieniu, zmianach skórnych i — rzecz jasna — śmiertelności. W ten sposób można zdefiniować większość chorób zakaźnych. Stąd najbardziej wiarygodne dane możemy uzyskać badając szczątki kostne, o ile takie się zachowały. Z dużym prawdopodobieństwem możemy jednak stwierdzić, że największe liczby ofiar w historii pochłonęły m.in. ospa prawdziwa, tyfus plamisty, dżuma, cholera oraz grypa.
Jak tłumaczono wybuchy epidemii?
Wiele wyjaśnień, pochodzących jeszcze z czasów starożytnych, jest związanych z teorią miazmatów. Greckie słowo „miasma” oznacza zepsucie, zatrucie, uszkodzenie, zanieczyszczenie przenoszące się z powietrzem. Może odnosić się ono zarówno do sfery fizycznej, jak i moralnej. W średniowieczu teoria ta zaczęła zyskiwać stopniowo na znaczeniu. Uważano, że odpowiedzialność za wszelkie choroby ponoszą „wyziewy”. Mogą one pochodzić z bagien, erupcji wulkanicznych, pęknięć w ziemi, gnijących ciał.
Paryscy lekarze na żądanie króla Francji tłumaczyli pojawienie się epidemii dżumy w XIV w. „złą koniunkcją gwiazd”, czyli dzisiejszych planet. W oficjalnym piśmie argumentowali, że spowodowała ona zatrucie, które na ziemi zostało rozniesione przez wiatry. Owo „zatrucie” nie wzięło się jednak znikąd, lecz było karą za grzechy, konsekwencją niemoralnego trybu życia. Wcześniej podobne, astrologiczne wyjaśnianie przyczyn chorób nawiedzających ludzkość proponowali lekarze i filozofowie z kręgu cywilizacji islamu.
Epidemie wpływały na losy świata. Istnieje teoria, że „dżuma Justyniana” mogła przyczynić się do ostatecznego upadku Cesarstwa Zachodniorzymskiego i zapanowania „wieków ciemnych”.
Cesarstwo Zachodniorzymskie upadło w 476 r. Cesarz bizantyński Justynian I Wielki planował jednak odbudowanie dawnej potęgi Cesarstwa Rzymskiego (Imperium Romanum) w basenie Morza Śródziemnego i wiele wskazuje na to, że był bliski sukcesu. Badacze twierdzą, że epidemia dżumy, która wybuchła w 541 r. i stopniowo zaczęła ogarniać kolejne obszary, mogła być jednym z głównych powodów, dla których do tego nie doszło. Tak więc długofalowe skutki tej zarazy oraz jej wpływ na sytuację geopolityczną Europy i historię chrześcijaństwa były rzeczywiście ogromne.
Jednocześnie — mimo ograniczonej świadomości medycznej — wiele sposobów radzenia sobie z zarazami w dawnych czasach nawet dzisiaj wydaje się dość sensowne.
Rzeczywiście, chociaż nie było to poparte wiedzą naukową, a raczej doświadczeniem opartym na metodzie prób i błędów, przeczuciem czy intuicją. Od starożytności uważano, że rozprzestrzenianiu się zarazy może zapobiec ucieczka (fugat) z miejsc, gdzie ludzie chorują i umierają. Rzeczy należące do „zadżumionych” palono. Wynikało to z faktu, że ogień przez wieki miał symbolikę oczyszczającą. Dzisiaj wiemy, że wysoka temperatura po prostu niszczy zarazki.
Zalecano również okadzanie dymem (per fumum). W starożytnym Rzymie podczas zaraz rozpalano duże ogniska, do których wrzucano wonne kadzidła, wierząc, że silne zapachy odstraszają złe moce. Z dzisiejszego punktu widzenia to również mogło mieć sens, ponieważ jak wiadomo niektóre zioła mają działanie bakteriobójcze. Lekarze późnego średniowiecza i wczesnego renesansu, w tym polski medyk Maciej z Miechowa (Maciej Miechowita), zalecali m.in. unikanie rozwiązłości, pokarmów szybko psujących się oraz głodu. Brzmi logicznie. Przy tym jednak wiele proponowanych rozwiązań było nie tylko nieskutecznych, ale wręcz szkodliwych, a zdarzało się również, że zabójczych.
Co na przykład?
Stosowane przez wieki upusty krwi czy picie moczu. Poza tym próbowano się ratować na wszelkie inne możliwe sposoby, często bardzo skrajne. Niektórzy zalecali leżenie w bezruchu w łóżku, argumentując to w ten sposób, że wówczas „złe” człowieka nie zauważy. Inni wręcz odwrotnie, twierdzili, że najskuteczniej chorobę odstrasza głośna zabawa, taniec, śpiew, barwne stroje. Poza tym stosowano kąpiele, zarówno gorące, jak i zimne, nacieranie skóry maściami zawierającymi rtęć i arszenik, pito tajemnicze mikstury, noszono przy sobie amulety, a później specjalne krzyże, mające chronić przed zarażeniem. Wierni próbowali odstraszyć zarazę ascetycznym trybem życia i modlitwami.
Skąd do Europy przywędrowała najbardziej znana zaraza w historii, czyli pandemia dżumy w XIV w., zwana „czarną śmiercią”?
Wszystko wskazuje na to, że najpierw pojawiła się gdzieś na Dalekim Wschodzie, prawdopodobnie w Chinach, chociaż są też opracowania, z których wynika, że przywędrowała z Afryki. Tak czy inaczej w końcu przez Półwysep Krymski dotarła do Morza Czarnego oraz Morza Śródziemnego, a stąd na włoskich galerach, należących do bogatych mieszkańców Genui, przeniosła się na Półwysep Apeniński i dalej w głąb Europy. Jej szybkie rozprzestrzenianie było możliwe z powodu ogromnej liczby szczurów, przypływających na statkach. Na gryzoniach tych z kolei pasożytowały pchły, roznoszące chorobotwórczą bakterię Yersinia pestis.
Jak objawiała się choroba?
Występowała w trzech postaciach. Każda rozpoczynała się wysoką gorączką, bólem głowy, osłabieniem. W dżumie dymienicznej, rozwijającej się ponad 2 tygodnie od zakażenia, charakterystyczne było powiększenie węzłów chłonnych (tzw. dymienica), zwłaszcza w okolicy pachwinowej, oraz znaczne rozszerzenie naczyń krwionośnych, objawiające się charakterystycznymi wybroczynami na skórze.
Następstwem tej postaci choroby mogła być dżuma posocznicowa (septyczna), która przebiegała bardzo gwałtownie. Pod wpływem stanu zapalnego w dystalnych częściach ciała (palcach rąk i stóp, nosie) pojawiały się mikrozatory, prowadzące do zgorzeli i czarnego zabarwienia tkanek. Stąd nazwa choroby: „czarna śmierć” (mors nigra). Równie szybko rozwijała się dżuma płucna, która zabijała zwykle w ciągu kilku dni. Jej objawami było ciężkie, wysiękowe zapalenie płuc, krwioplucie, duszności i sinica. Ta postać była o tyle niebezpieczna, że mogła przenosić się też drogą kropelkową.
Wiele opisów choroby, pochodzących z XIV w., budzi jednak wątpliwości. Nie zawsze pasują one bowiem do przebiegu jednej z trzech wymienionych postaci dżumy. Stąd uważa się, że oprócz „czarnej śmierci”, w Europie mogła szerzyć się jeszcze inna choroba. Cichym zabójcą mógł być np. wirus podobny do znanego nam dzisiaj wirusa Ebola, który zaatakował osłabioną zarazą populację Starego Kontynentu. Niektóre relacje naocznych świadków tamtych wydarzeń zdają się potwierdzać tę hipotezę. Wynika z nich, że zdarzały się sytuacje, w których wszyscy mieszkańcy wsi czy małych miast umierali w ciągu dwóch dni. W ten sposób częściej przebiegają choroby wirusowe. Oczywiście, należy brać pod uwagę, że takie makabryczne opisy mogły wynikać z paniki czy też mieć na celu wzbudzenie jeszcze większego strachu przed zarazą.
„Czarna śmierć” niezmiennie kojarzy się z postacią lekarza w charakterystycznym stroju. Czy próbowano ją leczyć?
Długie płaszcze, szczelne okrycia oraz maski w postaci dziobów, wypełnione wonnościami, służyły medykom do odizolowania się od otoczenia i zatrzymania zarazy. I rzeczywiście, wydaje się, że mogło to skutecznie chronić ich przed zachorowaniem. Sami jednak nie byli w stanie pomóc zadżumionym, nie mieli bowiem żadnych realnych możliwości leczenia poza odseparowaniem ich od zdrowej populacji.
W tej kwestii posiadali jednak dość duże doświadczenie, ponieważ trąd, czyli choroba, która towarzyszyła ludzkości od najdawniejszych czasów, stale była obecna w Europie. Mimo że nie powodowała epidemii i była stosunkowo mało zaraźliwa, to potwornie się jej bano. W związku z tym chorych izolowano w tzw. leprozoriach. W niektórych miastach tworzono je nawet profilaktycznie, zanim jeszcze wykryto jakikolwiek przypadek choroby. Skuteczność tej metody w zapobieganiu szerzeniu się zakażenia pozwalała przypuszczać, że to samo należy zrobić w przypadku dżumy.
Niestety, nie było to łatwe w sytuacji, gdy choroba w bardzo szybkim tempie ogarniała całe społeczności. W związku z tym zaczęto izolować chorych w ich własnych domach, a później zamykano nawet całe miasta i szlaki komunikacyjne. W praktyce wyglądało to różnie, ale sama zasada była jak najbardziej słuszna. Warto dodać, że wynajęci grabarze w dobie zarazy chowali zmarłych w zbiorowych mogiłach na specjalnie przeznaczonych do tego cmentarzach.
Już w XX w. najbardziej zabójczy okazał się wirus „zwykłej grypy”...
Istnieje wiele hipotez, dlaczego tak się stało. Nie bez znaczenia był fakt, że ludność Europy była wyniszczona wojną, głodem i innymi chorobami. Pierwsze potwierdzone zakażenia tzw. grypą hiszpańską (dzisiaj wiemy, że był to podtyp H1N1 grypy typu A) pochodzą z obozu dla rekrutów armii amerykańskiej w Stanach Zjednoczonych, skąd zostały prawdopodobnie zawleczone do Europy. Istnieją jednak również doniesienia, że wiele ciężkich infekcji grypowych już wcześniej było notowanych w obozach wojskowych na terenie Francji.
Skąd w takim razie nazwa „hiszpanka”?
Pamiętajmy, że w 1918 r. wciąż toczyła się wojna. Codziennie ginęły tysiące żołnierzy i cywilów. Pierwsze strony najbardziej poczytnych gazet europejskich donosiły o tym, co dzieje się na froncie. Jednocześnie w krajach zaangażowanych w wojnę panowała ścisła cenzura. Nie można było podawać informacji, które mogły w jakiś sposób zdradzić nieprzyjacielowi, co dzieje się w kraju, albo wzbudzić panikę w kręgach wojskowych czy wśród ludności cywilnej. W związku z tym przypadki zachorowań, nawet masowych, były ukrywane. Hiszpania jednak podczas I wojny światowej była neutralna i tam cenzura nie obowiązywała. Tak więc, gdy tylko pierwsze przypadki grypy zaczęły pojawiać się w tym kraju, gdzie wirus został zawleczony prawdopodobnie z Francji, od razu zaczęto pisać o nowej, tajemniczej chorobie. Stąd w opinii publicznej zaczęła ona funkcjonować jako „hiszpanka”.
Szacuje się, że trwająca dwa lata pandemia pochłonęła od 20 do 100 mln ofiar. Skąd taka duża rozpiętość szacunków?
Z jednej strony był to efekt wspomnianej już cenzury i próby ukrycia rzeczywistej skali problemu. Zdarzały się nawet przypadki niszczenia dokumentacji medycznej, aby nie dostała się ona w niepowołane ręce. Z drugiej strony, wojna w Europie niosła za sobą ogromne liczby zabitych i rannych. Jednocześnie w jej części środkowej i wschodniej przetoczyła się epidemia tyfusu plamistego. Lokalnie pojawiały się też ogniska czerwonki i ospy prawdziwej. Wiele osób chorowało i umierało na gruźlicę, która mogła dawać podobne objawy jak grypa. W natłoku tylu śmiertelnych zagrożeń „hiszpanka” początkowo nie wzbudziła aż takiego lęku czy paniki, jak my to dzisiaj postrzegamy przez pryzmat historii. Świadomość, że jest to poważny problem zdrowotny, przyszła praktycznie już pod koniec drugiej fali pandemii.
Jak próbowano walczyć z chorobą?
Tworzono izolatoria dla chorych. W niektórych rejonach świata, np. w USA, noszono maseczki. Niestety, nadal nie znano faktycznej przyczyny ani mechanizmu choroby, w związku z czym leczenie było mało skuteczne. Z bezradności uciekano się nawet do najstarszych znanych metod „terapeutycznych”, polegających np. na „oczyszczaniu” organizmu, a więc prowokowaniu wymiotów, stosowaniu lewatywy (enema) i puszczaniu krwi. Co prawda znana już była aspiryna o działaniu przeciwbólowym, przeciwgorączkowym i przeciwzapalnym, ale nikt do końca nie wiedział, jak należy ją dawkować. W związku z tym chorym podawano tak duże ilości tej substancji, że zamiast efektu leczniczego, nierzadko dochodziło do śmiertelnych zatruć.
Czy rozwój medycyny i stopniowe zdobywanie wiedzy o patogenach uchroniły Europejczyków przed kolejnymi epidemiami w XX w.?
Nie do końca. Ciągłym zagrożeniem była gruźlica, która mimo iż nie powodowała typowych ognisk epidemicznych, to pochłaniała wiele ofiar i do dzisiaj stanowi wyzwanie medyczne. Podczas II wojny światowej powtórzyła się wspomniana już epidemia tyfusu plamistego. Udało się ją opanować m.in. dzięki pierwszej skutecznej szczepionce, wynalezionej przez polskiego badacza Rudolfa Weigla. Po wojnie nastąpił gwałtowny wzrost zachorowań na polio, co wywołało falę paniki, zwłaszcza w USA. I w tym przypadku też w zażegnaniu epidemii dużą rolę odegrał polski uczony, pracujący w Stanach Zjednoczonych — Hilary Koprowski.
Poza tym wciąż gdzieniegdzie pojawiały się jeszcze ogniska dżumy, grypy czy ospy prawdziwej (np. w 1963 r. we Wrocławiu). Warto przy tym wspomnieć, że ospa prawdziwa to dotychczas jedyna choroba ludzi uznana przez Światową Organizację Zdrowia (WHO) za całkowicie eradykowaną w 1980 r. Jej ostatni przypadek został zdiagnozowany w 1977 r. Przy tej okazji pojawiły się wielkie nadzieje, że skoro udało się całkowicie pokonać chorobę dziesiątkującą ludzkość przez tysiąclecia, to uda się wygrać z kolejnymi... Niestety, historia pokazuje, że choroby zakaźne wciąż stanowią ogromne zagrożenie dla Europy i świata.
Zaraza w Atenach („dżuma Tukidydesa”) — epidemia, która wybuchła podczas drugiej wojny peloponeskiej i trwała od 430 do 426 r. p.n.e. Zabiła 75 tys.-100 tys. ludzi. Opisał ją grecki historyk Tukidydes. Do tej pory trwają jednak spory, jaki patogen był za nią odpowiedzialny. Najczęściej wymienia się tyfus plamisty, odrę, ospę prawdziwą, dżumę, a nawet wirusa Ebola i wąglika.
Zaraza Antoninów — epidemia ospy prawdziwej, rozwijająca się od 165 r. na terenie Imperium Rzymskiego. Uważa się, że pochłonęła ok. 5 mln ofiar.
Dżuma Justyniana („plaga Justyniana”) — epidemia, która objęła Cesarstwo Wschodniorzymskie w latach 541-542 r. Z czasem rozlała się na niemal cały świat, docierając również do Europy. Miała charakter pandemiczny i pojawiała się w kolejnych falach aż do VIII w. Nie jest znana dokładna liczba ofiar śmiertelnych, ale szacuje się, że zabiła 40 proc. mieszkańców Konstantynopola, a na całym świecie nawet 100 mln osób, w tym od 25 do 60 proc. ludności Europy.
Czarna śmierć — jedna z największych pandemii w dziejach ludzkości, wywołana przez bakterię Yersinia pestis, powodującą dżumę. W Europie trwała od 1347 r. do 1353 r. i zabiła 30-60 proc. ludności Starego Kontynentu, a na świecie — według różnych źródeł — od 75 mln do 200 mln ludzi.
Epidemia cholery — najpoważniejsza trwała w Europie w latach 1831-1838, a jej kolejny atak odnotowano w latach 1848-1855. Wcześniej choroba ta na Starym Kontynencie pojawiała się sporadycznie.
Hiszpanka („grypa hiszpańska”) — pandemia wywołana przez podtyp H1N1 wirusa grypy typu A, do której doszło w latach 1918-1920. Zachorowała na nią 1/3 populacji świata, a zmarło od 20 mln do 100 mln ludzi.
Źródło: Puls Medycyny