Miłkowski: rynki - ukraiński, białoruski i rosyjski - bez wpływu na bezpieczeństwo lekowe Polski
Wojna na Ukrainie nie wpłynęła na bezpieczeństwo lekowe w Polsce. Zablokowane w wyniku działań zbrojnych rynki ewentualnych dostaw leków - ukraiński, białoruski i rosyjski - nie stanowiły dla Polski istotnego wkładu w produkcję - informuje wiceminister zdrowia Maciej Miłkowski.

- Widzimy, że te dwa, trzy rynki ewentualnych dostaw, które zostały zablokowane, praktycznie nie stanowiły dla Polski istotnego wkładu w produkcję, w łańcuchy dostaw produktów leczniczych do Polski. Dlatego nie stanowi to dla Polski problemu - zapewnił wiceminister Miłkowski na wtorkowym (22 marca) posiedzeniu Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych, dotyczącym m.in. informacji na temat bezpieczeństwa lekowego Polski w sytuacji kryzysowej oraz analizy przygotowania kraju do potencjalnych kolejnych zagrożeń epidemicznych.
Znikomy udział w rodzimym rynku produktów z rynków objętych wojną
Jak wyjaśniał wiceminister Miłkowski Polska miała kilka produktów, które produkowane były w tych krajach, ale są to produkty o nieistotnym udziale w sprzedaży. - W tym zakresie sytuacja nie wpływa na polskie bezpieczeństwo lekowe - przekazał.
Dodał: Nie ma też problemu z dostępnością produktów leczniczych z krajów trzecich czy z UE. Trzeci bardzo istotny rynek - to rynek produkcji leków w Polsce - również tutaj produkcja jest realizowana w pełnym zakresie.
- Mamy Zintegrowany System Monitorowania Obrotu Produktami Leczniczymi. Dzięki niemu mamy informacje o wszelkich lekach, które są na każdym etapie łańcucha dostaw - poinformował.
Branża ma wątpliwości
Branża nie podchodzi jednak tak spokojnie jak resort zdrowia do bezpieczeństwa lekowego.
Prezes zarządu Polpharmy - Sebastian Szymanek - zwrócił uwagę na wysoki popyt na leki w polskich aptekach tuż po ataku na Ukrainy przez Rosję. Jak przyznał, wprawdzie teraz ta sprzedaż trochę się wypłaszczyła, ale nadal to jest wysoki poziom sprzedaży.
- Branża już teraz się zastanawia, jak przygotować się do wysokiego popytu, który może nastąpić z uwagi na napływ do systemu obywateli Ukrainy. Śledzimy rynek, monitorujemy potrzeby, ale apelujemy też do ministra zdrowia, żeby może wspólnie się do tego przygotować. Taka skoordynowana akcja, analiza potrzeb, przyniosłaby większe efekty - wyjaśnił.
Dodał, że branży obecnie nie pomaga też słaba złotówka. - Był okres, gdy rentowność leków refundowanych była słaba, kiedy złotówka się bardzo osłabiła, teraz sytuacja jest trochę lepsza, ale nie zapominajmy, że z uwagi na wojnę rosną też ceny transportu. Na to wszystko nakłada się obecna sytuacja w Chinach, które znów mają problem z COVID-19. To rodzi ryzyka związane z opóźnieniem dostaw API - wyliczał.
Producenci pytają o taktykę resortu zdrowia
Głos zabrali też inni przedstawiciele branży i władz samorządowych. Marek Wojcik ze Związku Miast Polskich pytał, czy resort analizował, jak mogą zmienić się ceny leków i czy ich ewentualne wzrosty przełożą się na procedury wyceny?
- Mam więcej wątpliwości - mówił. - Czy MZ ma gwarancję, że w Polsce jest wystarczająco dużo leków, uwzględniając o ok. 10 proc. większą grupę odbiorców, w związku z przyjęciem obywateli z Ukrainy? Czy można uregulować kwestię, w jaki sposób szpitale mogłyby przekazywać leki zaprzyjaźnionym placówkom? Samorządy chcą leki, głównie onkologiczne, dostarczać na Ukrainę, na konkretne szpitale, które chcą wspomóc, ale to jest duży problem - wyjaśniał.
Z kolei poseł Tadeusz Chrzan (PiS) pytał, czy z uwagi na duży napływ uchodźców, którzy będą korzystać z polskiej opieki zdrowotnej przewidywana jest nowelizacja ustawy refundacyjnej. - Obawiamy się, że środków z refundacji na leki może zabraknąć - tłumaczył.
Co z paybackiem i korytarzami cenowymi?
Poseł Tomasz Zimoch (Polska 2050) zwracał natomiast uwagę na wagę współpracy pomiędzy rodzimymi producentami leków a resortem zdrowia i zagrożenia związane z nowelą refundacyjną.
- Producenci leków chcą wspólnie z MZ analizować na bieżąco potrzeby rynku. Zależy im, żeby na podstawie tych analiz wspólnie ustalać zapasy potrzebnych leków, tak aby pacjenci w Polsce mieli nieprzerwany dostęp do terapii - wyliczał.
Dodał: Kolejne zagrożenie to nowela ustawy o refundacji, zwłaszcza zawarte w niej korytarze cenowe, zwiększone zapotrzebowanie na leki w określonych obszarach terapeutycznych i brak dialogu z krajowym przemysłem.
- Krajowi producenci zalecają odłożyć nowelę, postulują wprowadzenie instytucji partnera przemysłu. W ich ocenie byłoby tragicznym paradoksem, gdyby starania krajowego przemysłu o zwiększenie produkcji doprowadziły do nakładania kar na przemysł za przekroczenie limitów produkcji - wyliczał.
Trzeba stymulować rodzimych producentów leków
Do wątpliwości tych dołączył się Krzysztof Kopeć, prezes Polskiego Związku Pracodawców Przemysłu Farmaceutycznego - Krajowi Producenci Leków, który wyjaśnił, że polscy producenci są w stanie zabezpieczyć polski rynek i nie widzą problemu, jeśli wzrost zapotrzebowania na leki wyniesie 15-20 proc.
Jednak, jak zauważył, nie można być tak do końca spokojnym. - Kiedy 25 lat temu wyprowadziliśmy produkcje API do Azji, też byliśmy pewni, że to będzie działało. Podobnie teraz powoli uzależniamy się od produkcji leków. Ja widzę dwa wyjścia - pierwsze, obserwujemy sytuacje i godzimy się z nią. Drugie rozwiązanie jest takie, że pracujemy nad tym jak ten trend odwrócić. To analogiczna sytuacja do tej, jaką dziś mamy z gazem - mówił.
- Nasza odpowiedź jest prosta, trzeba stymulować otoczenie krajowe, żeby rodzimi producenci chcieli produkować w Polsce - podkreślił.
Dr Katarzyna Obłąkowska, socjolog z Instytutu Jagiellońskiego dopytywała jeszcze o to, jak resort zdrowia zamierza wzmocnić produkcję leków i API przez polskich producentów, a także w jaki sposób rząd gwarantuje ochronę polskim fabrykom w sytuacjach wojny i kryzysowych.
Michał Byliniak zwrócił natomiast uwagę na finansowania leczenia pacjentów z Ukrainy. - Specustawa wprowadziła równe prawa w oparciu o celowany fundusz, czy są już informacje dotyczące pojawienia się tych funduszy z Unii? - pytał.
Resort zdrowia wyjaśnia
Wiceminister Miłkowski odpowiadając na pytania podkreślał, że prace w resorcie trwają, jednak nie wszystko da się zrobić od razu.
- Nie wiemy np. na dzisiaj, jakich leków możemy potrzebować więcej. Takie informacje będziemy mieć w momencie zgłoszenie do NFZ, poprzez realizację recept w aptece. Będziemy je zbierać i analizować wspólnie z branżą - zapewniał.
Dodał: Monitorujemy sytuację w zakresie kosztów leków, ich ewentualnych wzrostów.
- Nie ma obaw, aby koszty leków wpływały na ceny świadczeń zdrowotnych, a to dlatego, że większość leków, tych kosztochłonnych jest sprzedawana w ramach programów lekowych i chemioterapii. W tym wypadku refundacja dla świadczeniodawców jest 100 proc. W pozostałych przypadkach, gdy leki są kosztami świadczenia zdrowotnego, to są zdecydowanie niższe koszty. Tutaj nie analizujemy szczegółowo tych cen przetargowych dla szpitali, tego nie monitorujemy. Nie wykluczamy jednak, że zajmiemy się także tym - tłumaczył.
Mamy długi łańcuch dostaw - leków nie zabraknie
Odniósł się także do obaw o to, że leków może zabraknąć.
- Łańcuch dostaw jest dosyć duży. Nie widzimy, żeby brakowało nam leków, pomimo napływu uchodźców- mówił.
Tłumaczył: Jeśli chodzi natomiast o darowanie leków ze szpitali onkologicznych, to nie ma w zasadzie takiej możliwości. Szpital kupuje leki do leczenia swoich pacjentów a szpitale na Ukrainie, nawet te konkretne, nie są w strukturze organizacyjnej danego szpitala w Polsce. Tu nie można tego zrobić. Przy wywozie tych leków onkologicznych za granicę możemy mieć problem z zabezpieczeniem pacjentów w kraju. Jedyną możliwością, są nadwyżki leków w szpitalu i ich ewentualne ryzyko przeterminowania. Tylko wtedy można te leki przekazać do RARS.
Przedstawiciel resortu zdrowia odniósł się też do nowelizacji ustawy refundacyjnej.
- Stoimy na stanowisku, że nowelizacja ustawy nie powinna mieć miejsca teraz. Nie widzimy też, żeby był konieczny do uruchomienia payback - mamy jeszcze duże rezerwy. To co jednak istotne jest dla branży - to instytucja partnera bezpieczeństwa - tutaj jesteśmy przekonani, że obecnie powinna pojawić się - wyjaśnił.
Nie wpłynęły fundusze na leki dla uchodźców
Wiceminister Miłkowski odniósł się też do kwestii funduszy celowanych na leczenie obywateli Ukrainy. - Na dzisiaj ich nie mamy. W tej chwili opłaty za leczenie uchodźców wyglądają tak: NFZ płaci na bieżąco świadczeniodawcom i aptekom, a później fakturuje to na rzecz powołanego funduszu. Niestety, te prace na dzisiaj się nie zakończyły - wyjaśnił.
- Jeśli natomiast chodzi o produkcję API w Polsce, to niestety nie jesteśmy w stanie w całości zabezpieczyć się sami. To samo dotyczy leków. Musimy pamiętać o tym, że mamy część leków, chodzi o te objęte refundacją, które są objęte ochroną patentową. Takich leków nie możemy produkować. Nasze leki to głównie leki generyczne, ale nawet te leki bardzo popularne, mają produkcję API w dwóch miejscach świata. Wejście, jako trzecie miejsce produkcji jest trudne z uwagi na różne kwestie. Trzeba np. mieć wejście na wiele rynków jednocześnie. Do tego trzeba pamiętać, że API wyprodukowane w Polsce będzie miało wyższą cenę - mówił.
Dodał: Zgadzamy się jednak z tym, że trzeba wybrać kluczową dla nas listę API i nad tym pracujemy. W tym celu zadaliśmy producentom pytanie, jakie API mogliby produkować. Na razie nie mieliśmy odpowiedzi - wyjaśnił.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Wczesny dostęp do terapii lekowych: jak go zapewnić pacjentowi? (PRAWO)
Prof. Czech: nowe geopolityczne otwarcie wymusza przemyślenie prac nad ustawą refundacyjną
Źródło: Puls Medycyny