Dlaczego medycy wyjeżdżają z Polski? Rolę odgrywają nie tylko zarobki
Problem migracji kadry medycznej jest znany nie od dziś, choć bez wątpienia to w ostatnich kilkunastu latach mówi się o nim więcej. Na rynek pracy wkraczają młodsze roczniki medyków, które coraz krytyczniej oceniają warunki pracy personelu medycznego w Polsce i mniej niż ich starsi koledzy oraz koleżanki obawiają się wyjazdu za granicę.

Migracja dotyczy to nie tylko lekarzy, ale również w bardzo dużym stopniu pozostałych medycznych profesjonalistów, takich jak choćby lekarze i pielęgniarki. Zjawiskiem migracji kadry medycznej rządzi jednak dwukierunkowa zależność: polscy specjaliści wyjeżdżają, ale „na ich miejsce” do kraju przyjeżdżają lekarze czy pielęgniarki spoza Polski.
Co skłania medyków do migracji?
Jaka jest skala zjawiska migracji medyków? Nad tym zagadnieniem już jakiś czas temu pochylił się wraz ze swoim zespołem prof. Maciej Duszczyk z Ośrodka Badań nad Migracjami Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego. Obecnie realizowana jest druga tura prac badawczych, wyniki pierwszej zostały zrealizowane w ramach projektu „Migracje medyków”. Prace badawcze objęły studentów VI roku kierunku lekarskiego studiujących zarówno w języku polskim, jak i angielskim z 13 uczelni medycznych zrzeszonych w Konferencji Rektorów Akademickich Uczelni Medycznych (KRAUM). Prof. Duszczyk zaznacza, że podobnych badań na świecie jeszcze nie zrealizowano.
– Robimy badania powtórzone, czyli badamy co roku bardzo podobną grupę osób i śledzimy, czy nastąpiły jakiekolwiek zmiany. Następnie wracamy do osób, które rok wcześniej uczestniczyły w badaniu, by sprawdzić, co się u nich zmieniło: czy już wyjechali, czy też może nie, co się z nimi dzieje. Podstawowym celem jest uchwycenie zmian migracyjnych w czasie i przestrzeni. (…) Dysponujemy już liczbą prawie 500 ankiet w języku polskim i blisko 100 w angielskim. To bardzo duża próba, bo daje to ok. 20 proc. wszystkich studentów VI roku, którzy dziś studiują na uczelniach medycznych. Pozwala to na wyciągnięcie wniosków – zauważa prof. Duszczyk podczas tegorocznego HCC.
Ostatecznie zebrano 664 prawidłowo wypełnione kwestionariusze (581 po polsku i 83 po angielsku).
Co starano się sprawdzić w ramach badania? W ubiegłym roku pytano młodych adeptów medycyny, czy pandemia COVID-19 stanowi niezależny czynnik wpływający na trend migracyjny. Okazało się, że choć COVID-19 odgrywał pewną rolę, to jednak pandemia nie była czynnikiem kluczowym.
– Studenci mówili o tym, że COVID-19 wzmacnia tendencję migracyjną, ale nie jest kluczowy. Jeśli nie nałożą się na to inne, istotniejsze czynniki, sam COVID-19 nie skłania do migracji. Bardzo podobny wniosek płynie w kontekście pytania o wojnę. (…) Na pytanie: czy wojna w Ukrainie wpłynie na zwiększenie migracji lekarzy, studenci odpowiadają tak, ale na pytanie, czy wojna wpłynie na ich własny potencjał migracyjny, odpowiadają już, że nie. (…) Byliśmy pewni, że głównymi czynnikami zwiększającymi potencjał migracyjny będą wynagrodzenia, kariera itd. Z zaskoczeniem obserwowaliśmy, zarówno w pierwszej, jak i drugiej turze badania, że to czynniki polityczno-społeczne i hejt najbardziej wzmacniają potencjał migracyjny – wskazuje prof. Duszczyk.
Co poza czynnikami polityczno-społecznymi najbardziej skłania studentów do migracji? Najczęściej wskazywali oni na warunki pracy, karierę zawodową i wynagrodzenia.
Prof. Duszczyk zaznacza jednak, że nie chodzi o prosty podział: zwolennicy tego środowiska politycznego chcą wyjechać, a innego zostać. – Oni czują, że się tutaj duszą. Stabilność państwa i jego instytucji bardzo mocno ich niepokoi – podkreśla ekspert.
Wskazuje przy tym, że zdecydowana większość studentów deklaruje, że nie podejmie decyzji o wyjeździe w ciągu pierwszych kilku lat po studiach – jest więc realna szansa na to, by ich w polskim systemie zatrzymać. Jedna część z ankietowanych twierdzi, że rozważa migrację po stażu, druga – dopiero po zrealizowaniu szkolenia specjalizacyjnego.
Do jakich krajów chcą wyjechać polscy lekarze?
– Gdzie chcą wyjechać? Głównie do Niemiec. To cały czas pierwsze miejsce, do którego wyjazd rozważają młodzi medycy. Na drugim znajdują się państwa skandynawskie, na trzecim Szwajcaria. Wielka Brytania dziś jest dopiero na czwartym miejscu. To zasadnicza zmiana, ponieważ jeszcze kilka lat temu Wlk. Brytania pozostawała głównym celem migracji. Wszystko zmienił brexit i problemy, z jakim zmaga się NHS (odpowiednik publicznej ochrony zdrowia na Wyspach – red.). Wielka Brytania przestała już być tak atrakcyjna – mówi prof. Duszczyk.
Co ciekawe, znacząca część osób, które w pierwszej turze badania deklarowały chęć wyjazdu, nadal nie opuściło Polski.
– Po roku te same osoby mówią o tym, że ich potencjał migracyjny się zmniejszył, ale troszeczkę. (….) Będziemy ich oczywiście dopytywać, co się zmieniło – dodaje prof. Duszczyk.
Ważne jest też to, że większość studentów twierdzi, że ich potencjalny wyjazd nie byłby opuszczeniem Polski na stałe.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Młoda lekarka o pracy w Anglii: co najmniej 1/3 lekarzy pracujących w NHS chce odejść
Przyczyny migracji zewnętrznej i wewnętrznej - rolę odgrywa nie tylko czynnik finansowy
Jak wygląda to z perspektywy związkowca? Grażyna Cebula-Kubat z OZZL zaznacza, że dyskutując o migracji należy rozgraniczyć tę zewnętrzną od wewnętrznej.
– Przy zewnętrznej lekarze argumentują chęć wyjazdu możliwością szybszego uzyskania wymarzonej specjalizacji, lepszej organizacji systemu oraz możliwością życia w zgodzie z zasadą work-life balance. Na ostatnim miejscu znajduje się zwykle czynnik finansowy. Migracja wewnętrzna dotyczy przede wszystkim migracji ze szpitali publicznych do szpitali prywatnych i AOS. Wiąże się to, jeśli chodzi o sektor prywatny, z bardzo dobrymi zarobkami, organizacją pracy i atmosferą: tam się szanuje pracownika. W AOS lekarz jest bardziej doceniony jako specjalista, ma dobre zarobki i najważniejsza sprawa: nie musi dyżurować. Dziś największą bolączką systemu jest zapewnienie takiej obsady, by nie została przerwana ciągłość świadczeń w zakresie dyżurów. Jest nas po prostu za mało – mówi Grażyna Cebula-Kubat.
Prof. Tomasz Szczepański, rektor Śląskiego Uniwersytetu Medycznego, zauważył, że migracje nie są problemem specyficznym dla Polski. Występują także w krajach Europy i USA, gdzie system ochrony zdrowia może zapewnić wyższe zarobki i zwykle lepsze warunki pracy. Zdaniem rektora SUM medycy podążają tam często za większymi możliwościami rozwoju zawodowego np. na niwie naukowej.
– Czynnik finansowy odgrywa tu rolę. Także w kontekście porównania organizacji pracy do poziomu zarobków. Wielokrotnie słyszeliśmy od rezydentów, że chcieliby pracować w jednym miejscu za jedną pensję, aby nie trzeba było dorabiać w wielu miejscach. To byłoby rozwiązanie idealne, ale takie funkcjonują w wielu krajach, gdzie odpowiednio wynagradzany specjalista nie może pracować jednocześnie np. w systemie prywatnym i lekarz musi się na to zgodzić. (…) Zawsze jednak część lekarzy i tak będzie chciała dorabiać, bo apetyt rośnie w miarę jedzenia – zauważa prof. Szczepański.
Jak zauważa rektor SUM, prestiż społeczny zawodu lekarza i pielęgniarki słabnie, szczególnie że z uwagi na braki kadrowe pacjenci często mierzą się z koniecznością dłuższego oczekiwania na świadczenie. Część z nich nie przebiera wtedy w słowach.
– Czasami jesteśmy traktowani jak personel w sklepie mięsnym w sytuacji, gdy nie dowieziono towaru – porównuje obrazowo.
Jego zdaniem, nie tylko wysokie wynagrodzenia mogłyby skłonić medyków do pracy w systemie publicznym – także w sektorze szpitalnym (gdzie dyżurowanie jest konieczne), ale przede wszystkim stworzenie takiego systemu, który chroniłby lekarza.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Niedzielski o wyjazdach lekarzy: udało nam się odwrócić tendencję
Źródło: Puls Medycyny