Chemioterapia w domu to korzyść dla pacjenta i systemu
Narodowy Fundusz Zdrowia deklaruje zmiany w piramidzie świadczeń. Ważnym krokiem ma być umożliwienie pacjentom z nowotworami układu pokarmowego przyjmowania leków cytostatycznych w warunkach domowych. Propozycja zyskała aprobatę lekarzy, a przede wszystkim samych pacjentów.
Przywracanie racjonalności piramidzie świadczeń zdrowotnych to cel, jaki wyznaczył sobie prezes NFZ Adam Niedzielski. Według niego, w systemie ochrony zdrowia szpital ma być ostatnim miejscem, do którego będą trafiać pacjenci. „Wychodząc naprzeciw potrzebom pacjentów chorujących na nowotwory, NFZ podjął wspólnie z prof. Lucjanem Wyrwiczem z Narodowego Instytutu Onkologii w Warszawie prace nad rozwiązaniem umożliwiającym leczenie chemioterapią w najbliższym otoczeniu, czyli w domu” — poinformował pod koniec stycznia Adam Niedzielski.

Szef Narodowego Funduszu Zdrowia stwierdził, że dzięki wdrożeniu tego rozwiązania pacjenci nadal będą mogli pozostać aktywni zawodowo i uczestniczyć w życiu rodzinnym, a czas pobytu w szpitalu zostanie skrócony do niezbędnego minimum.
Chemioterapia w domu - rozwiązanie znane od lat
Jednym z orędowników chemioterapii w warunkach domowych jest dr hab. n. med. prof. nadzw. Lucjan Wyrwicz z Kliniki Gastroenterologii Onkologicznej oraz Samodzielnej Pracowni Bioinformatyki i Biostatystyki Narodowego Instytutu Onkologii.Przyznaje on jednak, że w tym przypadku „wyważamy drzwi otwarte na oścież”, ponieważ rozwiązanie to od blisko 15 lat jest z sukcesem stosowane w stołecznym Centrum Onkologii. Niestety, dotychczas nie było ono systemowo dostrzeżone. Jak wskazują doświadczenia klinicysty, z chemioterapii w warunkach domowych mogą skorzystać pacjenci z nowotworami układu pokarmowego.
„W przypadku nowotworów układu pokarmowego w praktyce niemal każdy cykl chemioterapii kończy się 48-godzinnym wlewem relatywnie bezpiecznego cytostatyku. Produkt ten jest bezpieczny pod warunkiem zastosowania u pacjenta tzw. portu naczyniowego. W Polsce w warunkach standardowych na koniec cyklu chemioterapii pacjenci musieliby zostać hospitalizowani na pełne dwie doby. Natomiast od lat pacjenci onkologiczni niemal na całym świecie i w wybranych ośrodkach w Polsce spędzają te 48 godzin poza szpitalem, otrzymując lek z infuzorów” — zaznacza prof. Wyrwicz.
Bezpieczeństwo wlewu i możliwość powikłań
Onkolog podkreśla, że podstawą do takiego podawania leku jest potwierdzone bezpieczeństwo pacjenta. „Infuzory to certyfikowane urządzenia, które mają określone tempo przepływu leku. Dzięki temu możemy zdefiniować ilość leku podawanego za pośrednictwem portu naczyniowego” — wyjaśnia specjalista. Zastosowanie tego urządzenia pozwala pacjentowi pozostać w domu, wykonywać codzienne czynności bez konieczności leżenia pod klasyczną kroplówką.
„O wygodzie decyduje również umiejscowienie portu w centralnej części ciała chorego. Nie mając podpięcia kroplówki na kończynie, ma on zdecydowanie większą swobodę ruchów” — ocenia prof. Wyrwicz.
Pacjenci wiedzą także, że w każdej chwili mogą przerwać podawanie leku (poprzez zakręcenie kranika na drenie). Są też świadomi potencjalnych skutków ubocznych chemioterapii. Te jednak nie obejmują wyłącznie czasu wlewu i jak w przypadku klasycznie podawanej chemioterapii często toksyczność leku, manifestująca się np. w gorszych wynikach morfologii, pojawia się dopiero po 5-10 dniach od podania chemioterapeutyku.
„W przypadku wlewu 5-fluorouracylu możemy mieć do czynienia z dwoma rodzajami powikłań. Jednym z nich jest wysunięcie się igły z portu. Jednak przy właściwym zabezpieczeniu praktycznie musiałoby się ono wiązać z jej wyrwaniem. Osobiście dawno nie widziałem wysunięcia się igły z portu, a ostatnie takie zdarzenie dotyczyło pacjenta hospitalizowanego. Drugie powikłanie związane jest z podawanym lekiem, który może powodować zaostrzenie choroby wieńcowej i wywoływać bóle wieńcowe” — wymienia prof. Wyrwicz.
Zaznacza jednak, że w przypadku szpitali onkologicznych postępowanie z pacjentem z zaostrzeniem choroby wieńcowej sprowadza się do zaprzestania podawania leku i przekazania pacjenta na oddział kardiologiczny innego szpitala.
Dzięki chemioterapii w warunkach domowych mniej chorych w szpitalach
Klinicyści wskazują, że dotychczasowe doświadczenia stanowią podstawę do uznania chemioterapii w warunkach domowych za rozwiązanie propacjenckie. „Co więcej, jej zastosowanie sprawia, że liczba pacjentów, których powinniśmy przyjąć na oddział szpitalny, jest mniejsza. A to jest korzystne w kontekście rosnącej liczby pacjentów, kolejek oraz braków kadrowych personelu medycznego.
Chemioterapia podawana w warunkach domowych daje szpitalom lepsze i przede wszystkim efektywniejsze możliwości zarządzania łóżkami, którymi dysponują” —ocenia lekarz.
Z rozwiązania cieszą się również przedstawiciele pacjentów ze Stowarzyszenia Europacolon Polska, którzy o zmianę w systemie opieki nad chorymi wnioskowali już kilka miesięcy temu. „Na ten moment czekaliśmy kilka miesięcy. Podczas naszego spotkania w sierpniu 2019 roku przedstawiliśmy prezesowi NFZ najważniejsze zagadnienia, które według nas mogłyby zwiększyć efektywność leczenia raka jelita grubego” — powiedziała Iga Rawicka.
Podkreśla również, że pod koniec ubiegłego roku udało się wprowadzić tzw. wakacje od chemioterapii. Ministerstwo Zdrowia dostosowało zasady stosowania chemioterapii do międzynarodowych rekomendacji, według których skrócenie czasu przyjmowania chemioterapeutyków jest skuteczne, bo nie naraża pacjenta na wystąpienie działań niepożądanych, a jednocześnie chory ma możliwość kontynuacji terapii lekami celowanymi.
Poprawa komfortu życia z chorobą nowotworową wymagającą długotrwałych wlewów
„Rok 2020 zaczyna się od kolejnej rewelacyjnej zmiany. To spełniona obietnica, bo prezes Adam Niedzielski uczynił priorytet z wprowadzenia chemioterapii w warunkach domowych u pacjentów z nowotworami wymagających długotrwałych wlewów” — wskazuje Iga Rawicka.
Warto podkreślić, że dedykowane tej procedurze infuzory stosuje się nie tylko u pacjentów z rakiem jelita grubego, ale również np. z rakiem trzustki. Zdaniem Igi Rawickiej, pacjenci korzystający z chemioterapii domowej nie mają wątpliwości, że takie rozwiązanie zwiększa komfort życia nie tylko ich, ale też całej rodziny, która niejednokrotnie jest zaangażowana w opiekę nad chorym.
„Pacjenci podkreślali, że po pierwszym zastosowaniu tej formy podania cytostatyku nie chcieli już wracać do tradycyjnej drogi aplikacji leku. Rozmawialiśmy też z ekspertami, którzy od dawna stosują takie rozwiązanie ,i byli zgodni co do potrzeby wprowadzenia go w szerszym zakresie. Najbardziej skorzysta na tym pacjent i jego rodzina. Pobyt w domu zamiast w szpitalu, a nawet możliwość kontynuacji pracy zawodowej są nie bez znaczenia w nabieraniu sił do dalszej walki z chorobą i w powrocie do zdrowia. Dla nas najważniejszy jest komfort życia pacjentów z chorobą” — oceniła Iga Rawicka.
OPINIA
Chemioterapia podawana w domu to forma leczenia dość powszechna na Zachodzie, warta upowszechnienia w Polsce
Dr n. med. Wiesław Bal, kierownik Oddziału Chemioterapii Dziennej Narodowego Instytutu Onkologii, Oddział w Gliwicach:
Działania zmierzające do upowszechnienia chemioterapii podawanej w warunkach domowych to ruch w bardzo dobrym kierunku. W Narodowym Instytucie Onkologii w Gliwicach taką formę terapii stosujemy od kilku lat i nasze doświadczenia wskazują, że leczenie to jest wygodne i bezpieczne dla pacjentów oraz — prawdopodobnie — korzystne dla systemu opieki zdrowotnej.
Chemioterapia z wykorzystaniem infuzorów (pojemnik z cytostatykiem, z którym chory udaje się do domu) jest dedykowana pacjentom aktywnym i mobilnym, których można wyedukować w zakresie właściwego postępowania w trakcie terapii. Dobrze jest, gdy chory mieszka stosunkowo niedaleko ośrodka, który to leczenie oferuje. Wynika to m.in. z konieczności pojawienia się w szpitalu w celu kontroli działania infuzora oraz na zakończenie terapii, kiedy konieczne jest odpięcie urządzenia od portu naczyniowego. Powyższe czynności wykonuje się w warunkach ambulatoryjnych w placówce medycznej. Jest to warunek sine qua non, aby prowadzone leczenie było bezpieczne. Należy również mieć świadomość, że w razie jakichkolwiek problemów z pracą infuzora, jego „wyłączenie” jest niezwykle proste.
Dotychczas nie mieliśmy przypadku, by pacjenci, którzy otrzymali cytostatyk w warunkach domowych, na kolejne cykle leczenia chcieli wrócić do szpitala. Natomiast nadal zdarzają się pacjenci, którzy pomimo możliwości leczenia ambulatoryjnego, wybierają leczenie szpitalne — argumentując to swoim bezpieczeństwem czy kłopotami z dojazdem do ośrodka. W takich przypadkach szanujemy decyzję chorych i otrzymują oni lek w warunkach hospitalizacji.
Będąc kierownikiem Oddziału Chemioterapii Dziennej, jestem przekonany, że leczenie ambulatoryjne jest dla wielu chorych zdecydowanie wygodniejsze od pobytu w szpitalu. Doświadczenia krajów na zachód od Odry wskazują, że taka forma podawania chemioterapii jest możliwa i bezpieczna. Nie zapominajmy również, że czas spędzony z rodziną i bliskimi jest niezwykle ważny dla zachowania jakości życia w czasie leczenia.
Mam nadzieję, że wielu pacjentów, których obecnie leczymy z powodu nowotworów złośliwych w szpitalach, będzie mogło już w niedalekiej przyszłości otrzymywać chemioterapię w warunkach ambulatoryjnych.
Źródło: Puls Medycyny
Podpis: Marta Markiewicz