System zdrowotny to nie jest miejsce na rewolucyjne zmiany

Rozmawiała Agnieszka Katrynicz
opublikowano: 24-04-2012, 00:00

Każdy obszar w zdrowiu jest trudny, bo potrzeby społeczeństwa rosną, a nakłady finansowe są, jakie są. Zawsze ta kołdra będzie za krótka- mówi w wywiadzie dla Pulsu Medycyny Jakub Szulc, wiceminister zdrowia.

Ten artykuł czytasz w ramach płatnej subskrypcji. Twoja prenumerata jest aktywna
Dostał pan politykę lekową — najgorszą „działkę” w ministerstwie...

- Dlaczego najgorszą? Każdy obszar w zdrowiu jest trudny, bo potrzeby społeczeństwa rosną, a nakłady finansowe są, jakie są. Zawsze ta kołdra będzie za krótka.

Każdy poprzedni wiceminister, który się zajmował lekami, szybko Miodową opuszczał.

- Czyżby mi pani sugerowała, że powinienem odejść?

Tylko pytam. A zamierza pan? Podobno dogadał się pan z ministrem Arłukowiczem, że zostanie pan tylko do końca maja.

- Naprawdę? Pozwoli pani, że o moim odejściu najpierw dowiedzą się moi przełożeni, a potem dziennikarze.

Nie ma pan żalu o to, że nie został ministrem zdrowia? Nawet pana przeciwnicy doceniają to, że ekonomista nauczył się systemu zdrowotnego i tak sprawnie się w nim porusza, że — tu zacytuję — „zdrowie Szulcowi się należało”.

- To dziękuję tym przeciwnikom. A jeśli chodzi o moje bycie ministrem, to nie każdy się na tę funkcję nadaje i nie każdy chce.

Wróćmy więc do polityki lekowej — chciał pan ten departament czy musiał go wziąć pod swoje skrzydła?

- Jestem najdłużej urzędującym wiceministrem w tym resorcie, a więc mam największe doświadczenie i dlatego mnie przypadł ten obszar.

Główny zarzut do polityki lekowej to ten, że jest ona prowadzona bez ładu i składu, że nie wiadomo, dlaczego jedne leki znajdują się na listach refundacyjnych, a inne nie. A przecież ustawa refundacyjna miała ten proces uczynić przejrzystym.

- Nie zgadzam się z tezą, że polityka lekowa jest nieprzemyślana i nieprzejrzysta. Ustawa wprowadza jasny mechanizm składania wniosków oraz daje 180 dni na ich rozpatrzenie. Wpisane są w nią kryteria, na podstawie których wniosek jest oceniany. Firmy farmaceutyczne mogą się od decyzji odwołać. Moim zdaniem — procedura jest jasna i w pełni zgodna z dyrektywą przejrzystości.
Główny zarzut, jaki stawiają nam firmy i organizacje związane z przemysłem farmaceutycznym, jest taki, że w wyniku przygotowań do wprowadzenia ustawy refundacyjnej wnioski o refundację złożone na początku 2011 roku były rozpatrywane później niż te złożone pod koniec 2011. A więc być może to wrażenie braku ładu i składu to efekt zaszłości. Niestety, nie było możliwości, by wszystkie wnioski rozpatrzyć w tym samym czasie. Ale negocjacje trwają i niedługo te leki powinny się na listach znaleźć.

Wrażenie bałaganu pogłębiają i takie dziwne zdarzenia, jak to, że najpierw na listę refundacyjną wpisano inkretyny, które potem w tajemniczych okolicznościach z niej zniknęły. Podobnie tajemnicza sprawa jest z atomoksetyną, która po dwóch miesiącach została skreślona z listy refundacyjnej…

- Należy pamiętać, że w pierwszym obwieszczeniu ministra zdrowia z 1 stycznia 2012 r. mogły znaleźć się wyłącznie produkty lecznicze i wyroby medyczne dotychczas finansowane ze środków publicznych. Jeśli chodzi o inkretyny, to producenci muszą złożyć nowe wnioski — zgodnie z procedurą ustaloną w ustawie refundacyjnej. Uzupełnienie aplikacji umożliwi dalsze merytoryczne procedowanie wniosków o objęcie finansowania ze środków publicznych. Z kolei lek Strattera został przywrócony w trzecim tegorocznym wykazie, który będzie obowiązywał od 1 maja br.

Cały wywiad przeczytasz w w Pulsie Medycyny nr 7 (246).

Aktualna oferta prenumeraty Pulsu Medycyny

Źródło: Puls Medycyny

Podpis: Rozmawiała Agnieszka Katrynicz

Najważniejsze dzisiaj
× Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.