„Ratownicy medyczni są wykończeni, będzie jeszcze gorzej”
Ratownicy medyczni pracują ponad siły. Otrzymywali oklaski z balkonów, ale nie nakarmią nimi rodzin. Rozmawiamy z władzą już od 14 lat - bez rezultatu - mówi portalowi pulsmedycyny.pl Roman Badach-Rogowski, przewodniczący Krajowego Związku Zawodowego Pracowników Ratownictwa Medycznego (KZZPRM).
- Jeżeli na budowie dostanę 50, 60 złotych na godzinę, a w karetce połowę tej kwoty, to chyba coś jest nie tak - zaznacza Roman Badach-Rogowski.
Czy ratownicy medyczni będą mogli liczyć na podwyżki i poprawę warunków pracy? Wśród ich postulatów jest m.in. stworzenie samorządu zawodowego i ustawowe umocowanie zawodu. Wzrost wynagrodzeń dla tej grupy zadeklarował 6 września premier Mateusz Morawiecki. 7 września na konferencji prasowej Adam Niedzielski i Waldemar Kraska ogłosili nową wycenę dobokaretki. Dla karetki S będzie wynosiła 5583 zł, dla dobokaretki P 4186 zł.

„Praktycznie żadni ratownicy nie dostali podwyżek”
- Podwyżki dla ratowników? Praktycznie żadni ich nie dostali. Miały one wynikać z wprowadzenia od 1 lipca nowych współczynników i nowych ustaleń w tabeli o najniższych wynagrodzeniach w podmiotach leczniczych. Ale etatowi ratownicy medyczni jeszcze nie „dotarli” ze swoimi finansami, podstawami wynagrodzeń, do poprzednich współczynników. De facto mówimy więc o regulacjach płacowych, a nie żadnych podwyżkach - ocenia Roman Badach-Rogowski, szef Krajowego Związku Zawodowego Pracowników Ratownictwa Medycznego.
Jak zaznacza, „zupełnie inną kwestią jest sprawa ratowników zatrudnionych na umowach cywilnoprawnych”. - W tej chwili ratownicy przepracowują minimalną liczbę godzin, którą mają w kontraktach. Powoduje to, że nie pracują po 500 godzin miesięcznie - tłumaczy.
Przypomina, że ustawa o najniższych wynagrodzeniach „w żaden sposób nie dotyczy tych, którzy są na działalności”. - Ci ratownicy po prostu chcieli podwyżek, co jest zrozumiałe, ponieważ w niektórych miejscach pracowali za 20 kilka złotych za godzinę. To policzek dla ratowników medycznych, przecież to praca w "warunkach szczególnych" - w dzień, w nocy, święta, w niepogodzie, w kombinezonach z powodu pandemii - mówi.
Ratownikom medycznym nie chodzi tylko o finanse
- Myślę, że w tej chwili jest już za późno na to, by ratownicy medyczni nie brali udziału w proteście 11 września. Ministerstwo odbija piłkę twierdząc, że chodzi nam tylko o finanse. A tak nie jest. Chodzi o organizację całego systemu. Do tej pory nie wprowadzono ustawy o zawodzie ratownika medycznego, o samorządzie, ratownicy łatają dziury systemu poprzez zwiększone godziny pracy. Nie ma też wojewódzkich 16 stacji ratownictwa medycznego - usługi świadczą różne podmioty. W ustawie o najniższych wynagrodzeniach nie ma wymienionego zawodu ratownika medycznego, a współczynnik jest żenujący. Nie ma ścieżki rozwoju zawodowego ratowników. Nie ma wcześniejszych emerytur dla ratowników medycznych - wylicza Badach-Rogowski.
2 września wiceminister zdrowia Waldemar Kraska po kolejnym spotkaniu z ratownikami medycznymi stwierdził, że “obecnie często nie ma dialogu między pracodawcami a ratownikami medycznymi”. Zaapelował, żeby zrezygnować z obecnie prowadzonej formy protestu, bo to naraża na utratę zdrowia i życia polskich obywateli.
- To absurd. Ratownicy pracują ponad siły. Otrzymywali oklaski z balkonów, ale przecież nie nakarmią nimi rodzin. Owszem, przez pewien okres pandemii zwiększono płace ze względu na pracę z przypadkami covidowymi. Tyle że taką pensję ratownicy powinni otrzymywać normalnie, a nie tylko okazjonalnie - komentuje szef KZZPRM.
Tłumaczy, że ratownicy pracują ponad siły i część z nich ma już „po prostu dosyć”. - Fizycznie i psychicznie są "przeorani". Występuje u nich zespół stresu pourazowego. Odbija się to na ich zdrowiu i życiu, a także na ich rodzinach. Ratownik nie łamie prawa, biorąc mniej dyżurów - mówi.
- Zwolnienia chorobowe? Ratownicy są wykończeni, więc chyba mają prawo zadbać o swoje zdrowie? Działania pracodawców i ministerstwa pokazują, że ratownik medyczny nie jest szanowany. Przykład? Minister Niedzielski przyznawał dodatki na czas epidemii, ta się jeszcze nie skończyła, a one zostały nam zabrane. Stąd rozgoryczenie, potrzeba odpoczynku. Nie mamy przecież, jak nauczyciele, urlopu na podratowanie zdrowia. A to nie jest zwykła praca w godzinach 8-15 przy biurku. To praca o charakterze służby - tłumaczy.
Ratownicy: „rozmawiamy z władzą już od roku 2007”
Jak ocenia Badach-Rogowski, na pewno protest medyków 11 września bardzo mocno zaakcentuje niezadowolenie całego środowiska pracowników ochrony zdrowia. - I nie chodzi tylko o pensje. Większość postulatów komitetu dotyczy bezpośrednio pacjentów - zaznacza.
Szef KZZPRM przypomina, że ratownicy medyczni rozmawiają z władzą już od roku 2007, gdy weszła ustawa o Państwowym Ratownictwie Medycznym. - Postulaty właściwie się nie zmieniają. Teraz wszystko stanęło na ostrzu noża. Jedna czwarta karetek nie wyjeżdża z powodu braku obsady. A będzie jeszcze gorzej. Część ratowników medycznych przekwalifikuje się na pielęgniarzy, część odchodzi z zawodu, szuka pracy gdzie indziej. Trzeba zachęcić ludzi do pracy. Ale czym? Przepracowaniem, wściekłością, niskimi zarobkami? - mówi.
Zapytany o to, co zatem ratownicy medyczni powinni w tym trudnym czasie robić, odpowiada:
- Powinni przede wszystkim być solidarni. I na pewno powinni pokazać się 11 września w Warszawie.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Środki z nowej wyceny “dobokaretki” trafią do ratowników? Kraska: mamy taką deklarację
Źródło: Puls Medycyny