Psychiatra: rośnie liczba zaburzeń lękowych, pacjenci nie potrafią ich nawet nazwać
Obserwuję wzrost liczby zaburzeń lękowych, czyli tego, co było na przykład na początku pandemii. (...) Teraz pacjenci przychodzą z objawami, których nawet nie potrafią nazwać. Dopiero w gabinecie rozstrzygamy, co ich dręczy - zwraca uwagę psychiatra Jacek Koprowicz, kierownik Przychodni Zdrowia Psychicznego w Centralnym Szpitalu MSWiA w Warszawie.

- W ocenie psychiatry Jacka Koprowicza rośnie liczba osób mających zaburzenia lękowe, ale równolegle więcej jest osób nie potrafiących nazwać swoich lęków.
- To pewnie taka skumulowana trauma z ostatniego czasu, trauma, która już przekracza zdolności adaptacyjna naszego organizmu - przypuszcza specjalista.
- Najpoważniejszym problemem społecznym na świecie będzie niebawem depresja - dodaje. Zaburzenia depresyjne i lękowe to jedna rodzina zaburzeń.
– Mamy wzrost tego, co obserwowaliśmy na początku pandemii i na początku wojny, czyli zaburzeń lękowych – powiedział PAP psychiatra Jacek Koprowicz, ale zastrzegł, że to opinia na podstawie jego praktyki lekarskiej, a nie teza poparta statystykami medycznymi.
Pandemia, wojna, inflacja. Psychiatra o skumulowanej traumie
Wzrost liczby zaburzeń lękowych to - zdaniem Koprowicza - pokłosie tzw. stresu składanego, czyli nałożenia się wielu czynników stresogennych wywołujących w nas czasem nawet nieuświadomione lęki.
Inne jest też teraz – jak tłumaczył Koprowicz – zachowanie wielu pacjentów wobec zachowań na początku pandemii i na początku rosyjskiej agresji na Ukrainę. - Ci pacjenci, którzy teraz przychodzą nie mówią, że boją się tego, że rakiety rosyjskie zaczną spadać na Polskę, czy o ryzyku umierania na COVID-19. Teraz pacjenci przychodzą z objawami zaburzeń lękowych, których nawet nie potrafią nazwać. Dopiero w gabinecie rozstrzygamy, co ich dręczy. To pewnie taka skumulowana trauma z ostatniego czasu, trauma, która już przekracza zdolności adaptacyjna naszego organizmu – podsumował psychiatra.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Niedzielski o zmianach dotyczących psychoterapii. Mówi, co z osobami z certyfikatem
Chociaż – zdaniem psychiatry – jest coraz więcej symptomów wzrostu liczby zaburzeń równowagi psychicznej m.in. w związku z pandemią i rosyjską agresją na Ukrainę, to paradoksalnie jako społeczeństwo stajemy się coraz bardziej obojętni na sytuacje kryzysowe. - Każdy stres, który na nas oddziałuje powoduje, że się w jakimś zakresie uodporniamy – przekonywał Koprowicz.
– Tak jest przede wszystkim w przypadku pandemii. Szczególnie, że ani media już tak nie epatują informacjami o COVID-19, ani rząd nie informuje też na ten temat zbyt często. Świadczyć o tym może sam fakt wycofania się z publicznego podawania do wiadomości liczby zakażeń – zaznaczył. -To wszystko powoduje, że traktujemy nasze funkcjonowanie coraz bardziej normalnie. Tylko kontakt z placówkami ochrony zdrowia i nakaz noszenia tam maseczek przypomina nam, że ciągle mamy do czynienia z pandemią – wskazał.
Większość Polaków zdaje się żyć „tu i teraz”
Oddzielne zagadnienie – jak mówił psychiatra – dotyczy lęków związanych z rosyjską napaścią na Ukrainę. - Pierwszy szok, czyli element nowego stresu, też staje się takim “tłem”. Obojętniejemy niestety na tragedię ludzi – podkreślił. W opinii Koprowicza mniejszy poziom stresu związany z brutalną agresją Rosji na Ukrainie wiąże się też z mniejszą liczbą symptomów wojny, które docierają do Polski. - Nie ma tak dużej fali uchodźców, która przypominałaby każdego dnia o tych okropnościach dziejących się za naszą południowo-wschodnią granicą. Mało jest osób, które wnikliwie to obserwują – ocenił.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Jak leczyć pacjentów, u których depresja współistnieje z zaburzeniami lękowymi i bezsennością
– Gdybyśmy często doszukiwali się informacji, jak często na Ukrainie Rosjanie dokonują rzezi na cywilach, to myślę, że ta trauma byłaby albo znacznie większa, albo można byłoby mówić o nowej traumie – zwrócił uwagę Koprowicz i dodał, że większość Polaków zdaje się żyć „tu i teraz” z problemami ekonomicznymi dnia powszedniego i to powoduje skupianie się na mniej obciążających psychikę tematach.
Psychiatra zaznaczył, że obojętniejemy społecznie na sytuacje kryzysowe w związku z pandemią i rosyjską agresją na Ukrainę, ale – jak powtarzał – wyraźnie rośnie jednak liczba lęków wielu osób.
Depresja będzie wkrótce najpoważniejszym problemem społecznym?
Ocenia się, że najpoważniejszym problemem społecznym na świecie będzie niebawem depresja – powiedział psychiatra Jacek Koprowicz.
Podkreślił, że depresja bez wątpienie jest już poważną chorobą cywilizacyjną. - Jest to jeden z głównych czynników inwalidyzujących społeczeństwo, nie tylko w Polsce, ale na całym globie – podkreślił Koprowicz.
– Przypomina o tym Światowa Organizacja Zdrowia. Ocenia się, że Depresja będzie niebawem najpoważniejszym problemem społecznym na świecie – powiedział.
Depresja: pogorszenie nastroju musi trwać przynajmniej dwa tygodnie
Depresja – jak wyjaśnił lekarz – to cała gama zaburzeń. - Nam się wydaje, że depresja to tylko smutek, ale przecież to ogrom innych objawów: uczucie zmęczenia, zrezygnowania, brak chęci do działania, brak radości przeżywania rzeczy, które kiedyś sprawiały przyjemność – wymieniał. - Oczywiście, z drugiej strony, musimy mieć świadomość, że nie każdy taki stan to depresja. Nie wszystko, co nam wydaje się depresją nią jest – wyjaśnił Koprowicz.
Psychiatra tłumaczył, że aby orzec depresję, pogorszenie nastroju musi trwać jakiś czas. - Musi się utrzymywać przynajmniej przez dwa tygodnie, codziennie, przez większość dnia – zwrócił uwagę. Specyficzne objawy to spłycone emocje, niezdolność odczuwania przyjemności, obniżone zainteresowanie otoczeniem, światem. - Na przykład nasze hobby i zainteresowania przestają mieć dla nas znaczenie. Co ważne, dochodzi do zaniżonej samooceny. Osoba z depresją jest mniej odporna na krytykę, co może wywoływać dodatkowe przygnębienie – opisywał lekarz. - Mogą występować też zaburzenia apetytu, zarówno brak łaknienia, jak i nerwowe jedzenie wszystkiego, co mamy w lodówce. Są też zaburzenia snu, od przesypiania kilkunastu godzin do bezsenności – dodał.
Te wszystkie czynniki – jak wskazywał lekarz – powodują z kolei, kompletnie nieadekwatne do sytuacji, jeszcze inne objawy. - Dość charakterystyczne w depresji jest silne poczucie winy. Zmagając się z tą chorobą nie obwiniamy najczęściej innych osób tylko siebie – podkreślił. -Zaburzenia depresyjne i lękowe to jedna rodzina zaburzeń, a zatem w depresji również jest lęk. A zaburzenia lękowe generują zaburzenia nastroju. To się wszystko między sobą przeplata – zauważył.
W depresji występuje również agresja czy spowolnienie intelektualne
Koprowicz wspominał też o zupełnie innych sytuacjach znamionujących stany depresyjne. - Możemy mieć do czynienia z osobą drażliwą, skłonną do agresji, czy też autoagresji. Może to także być objaw zaburzeń depresyjnych – zauważył. - Obserwujemy też tak zwane spowolnienie ruchowe, z reguły tak jest u pacjentów depresyjnych, bo mają oni poczucie utraty sił witalnych. Inna rzecz, którą chorzy zgłaszają – i to jest istoty problem – to spowolnienie intelektualne, problemy z koncentracją, z pamięcią – zaznaczył. - Pacjenci często pytają: “czy to może być otępienie, choroba Alzheimera?”.Mówią, że nie pamiętają, co robili, o czym rozmawiali, nie pamiętają imion, nazwisk – relacjonował psychiatra.
– Spowolnione procesy intelektualne są istotnym elementem depresji. Zresztą, to cecha, która pozostaje na dłużej, to znaczy, że pacjent wychodzi z depresji, a problem z pamięcią jeszcze się pojawia. To zaburzenie ustępuje, ale za jakiś czas, zanim mózg się rozpędzi do normalnej prędkości – mówił lekarz.
Na pytanie PAP, czy z depresją można sobie poradzić samemu, psychiatra odpowiedział, że ta choroba jest z człowiekiem nie od 30 czy 40 lat, ale towarzyszyła nam też w dalekiej przeszłości, jej przypadków nie odnotowywały często jakiekolwiek kroniki. - Psychiatria to nie jest dziedzina medycyny, którą rozwijano na przykład w starożytności, tylko raczej w późniejszych czasach. Pozostaje ważna kwestia, jak funkcjonowali ludzie, którzy w dawnych czasach być może mieli jakieś zaburzenia nastroju? – pytał.
– Część zaburzeń nastroju ma tendencje do ustępowania. Czyli część osób, które zachorują na depresję ulega samowyleczeniu – wyjaśnił psychiatra. - Tylko czy to ma sens w dzisiejszych czasach, kiedy znamy mechanizmy związane z chemią mózgu, z neuroprzekaźnikami? Czy jest sens, aby pacjenci cierpieli? Warto chyba skorzystać z osiągnięć nauki i sięgnąć po leki. Oczywiście pod nadzorem lekarza – podsumował Koprowicz.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Depresja poporodowa u matek nawet siedmiokrotnie zwiększa ryzyko depresji u ich dorosłych dzieci
Źródło: Puls Medycyny