Prof. Matyja: nie wiemy, co kryje się w nowej wycenie “dobokaretki”

MS/TVN24
opublikowano: 08-09-2021, 10:10

Coś mi się nie podoba w nowej wycenie “dobokaretki”. Nie wiemy, czy mieszczą się w niej wszystkie dodatki, które system ratownictwa otrzymywał, czy to są dodatkowe pieniądze - mówi prof. Andrzej Matyja.

Ten artykuł czytasz w ramach płatnej subskrypcji. Twoja prenumerata jest aktywna

Prezes Naczelnej Rady Lekarskiej, prof. Andrzej Matyja na antenie TVN24 odniósł się m.in. do nowej wyceny dobokaretki, zaproponowanej przez ministra zdrowia Adama Niedzielskiego podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu.

Jak wyjaśniał, trudno w tej chwili mówić o szczegółach dotyczących nowej wyceny “dobokaretki”.

Prof. Andrzej Matyja, prezes Naczelnej Izby Lekarskiej
FOT. Archiwum

Jakby nie liczyć, pieniądze na “dobokaretkę” się nie zgadzają

- Trzeba podkreślić, że tych pieniędzy nie otrzymują bezpośrednio ratownicy tylko pracodawcy. Nie jestem matematykiem, żeby to szczegółowo wyliczyć, coś mi się jednak nie podoba. Policzę to jako medyk a nie matematyk. Jeżeli mamy w Polsce 1600 karetek i jeśli policzymy tylko wzrost o 1000 zł na dobokaretkę to daje nam to kwotę 1,6 mln zł dziennie - wyliczał ekspert.

Dalej analizował: - Jeżeli policzymy to razy 30 miesięcznie i razy 3 miesiące, bo tyle mamy do końca roku, to jest ok, 160 mln zł a minister zdrowia zapowiedział, że będzie to kwota 60 mln zł. Minister jest ekonomistą i może lepiej umie liczyć. Mnie jednak, jako medykowi, wyszło to troszeczkę inaczej.

Podkreślił też, że główne pytanie jest takie: - Czy w tej kwocie tzw. ”dobokaretki“ mieszczą się wszystkie dodatki, które w tej chwili system ratownictwa otrzymywał, czy są to dodatkowe pieniądze? - Tego na dzisiaj, ani medycy, ani dyrektorzy szpitali nie wiedzą - wyjaśnił.

Nowa wycena “segreguje” ratowników

Prezes Matyja zwrócił tez uwagę na drugi element wystepujący w tej nowej wycenie. - W “dobokaretce” są pieniądze tylko dla ratowników pracujących w pogotowiach. Znów jest segregacja na lepszych i gorszych. Pominięto ogromna liczbę ratowników pracujących na SOR-ach - mówił.

Wyjaśnił: - To wygląda tak. Jest zapowiedziany protest w postaci zaburzeń wyjazdów karetek, no to Ministerstwo Zdrowia “ugasiło ognisko”. Przy okazji jednak zapomniało o ratownikach pracujących na SOR-ach. To jest taka polityka działająca na chwilę, z powodu zapowiedzianego protestu.

Wzrost wyceny nie wpłynie na odwołanie protestu

Szef NIL wyjaśnił też, że nie sądzi, iż zmiana w wycenie “dobokaretki” wpłynie na odwołanie protestu. Protest odbędzie się, nawet jeśli z dnia na dzień sytuacja finansowa pracowników medycznych ulegnie zmianie.

- Ten protest jest pewnego rodzaju symbolem, niezgodą na ignorowanie postulatów środowiska medycznego. Eskalacja napięć w środowisku medycznym jest olbrzymia. Wydaje mi się, że w tej chwili, w roku kolejnej fali pandemicznej, to takie działania tracą na ważności - oceniał działania resortu zdrowia i rządu z ostatniej chwili .

Dodał, że jeżeli pojawi się czwarta fala pandemii, a ona przypada na okres zwiększonej fali infekcji, wówczas może się okazać, że system ochrony zdrowia się załamie.

- Wtedy ta dostępność usług medycznych dla pacjentów covidowych będzie praktycznie niemożliwa. Już to przeżyliśmy i to doprowadziło do tych niepotrzebnych zgonów, zarówno pacjentów covidowych w liczbie powyżej 30 tys., ale także ponad 40 tys. więcej zgonów wśród osób niecovidowych - w stosunku do poprzedniego roku - podkreślił.

Próba zastąpienia ratownika strażakiem to jest kpina

Prof. Matyja odniósł się też do pytania prowadzącej rozmowę dotyczącego tego, czy można ratownika medycznego zastąpić jakimś innym ratownikiem, jak to sugerują rządzący.

- Nie chcę być prześmiewcę, ale to tak jakby komandosa zastąpił strażnik miejski - argumentował prof. Matyja.

Wyjaśniał: - Nie można mówić, że w centrum Warszawy ląduje helikopter ratowniczy, który ma swoje normalne działania. Ten helikopter mógłby ratować w tym czasie życie w wypadku na autostradzie, na obwodnicy warszawskiej. A był skierowany do zasłabnięcia czy zwykłego zachorowania. Tam powinna być karetka.

- To jest wprowadzanie w błąd społeczeństwa, że wszystko działa, nic się nie dzieje - mówił ekspert.

Podkreślił, że nie jest dobrze, kiedy do pracy nie wyjeżdża 25 proc. karetek. - Czy to jest normalne? To jest stan zagrożenia bezpieczeństwa życia i zdrowia naszych obywateli - podkreślił prof. Matyja.

PRZECZYTAJ TAKŻE: Są nowe wyceny dobokaretki

Diagności: kwestia nowych współczynników pracy podzieliła środowisko

Źródło: Puls Medycyny

Najważniejsze dzisiaj
× Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.