Prof. Barbara Cybulska: Nie mam innego hobby niż lipidologia
Prof. Barbara Cybulska: Nie mam innego hobby niż lipidologia
„Dziś św. Graalem medycyny jest szczepionka przeciwko wirusowi SARS-CoV-2. Czekam na nią nie tylko jako lekarz, ale także po prostu człowiek, gdyż z racji wieku jestem w grupie ryzyka cięższego przebiegu choroby COVID-19” — przyznaje prof. Barbara Cybulska. Z przeprowadzonego z nią „wywiadu lekarskiego” dowiemy się, kto rozbudził w niej zainteresowanie lipidologią, co stanowi antidotum na żelazocyjanek potasu czy jak diagnozuje się zespół rodzinnej chylomikronemii.

Przełomowy moment w mojej karierze…
W latach 60. ubiegłego wieku, jako dwudziestokilkulatka, trafiłam do Kliniki Chorób Wewnętrznych Studium Doskonalenia Lekarzy, kierowanej przez prof. Edwarda Rużyłło. To zaważyło na całym moim życiu. Prof. Rużyłło był człowiekiem o wybitnej osobowości. Przeciętność w jego zespole była źle widziana. Każdy z asystentów chciał być dobry, czymś się wyróżnić. Panowała duża, ale zdrowa rywalizacja. Z tego środowiska wyszło wielu profesorów, m.in. prof. Wiktor Szostak, internista i lipidolog, prof. Jan Dzieniszewski, prof. Witold Bartnik, świetni gastroenterolodzy, prof. Janusz Nauman, endokrynolog.
Mieliśmy cykliczne spotkania naukowe, na które przygotowywaliśmy referaty. Aby godnie podołać zadaniu, chodziło się do Głównej Biblioteki Lekarskiej, gdzie z dużym opóźnieniem, ale jednak docierały zagraniczne czasopisma naukowe z najnowszymi doniesieniami. Chodziłam i ja, zabierając ze sobą kalkę, która była niezbędna do skopiowania rycin. Następnie przenosiło się je na kartki perforowane i przez epidiaskop „rzucało” na ekran podczas wykładu. Tak było przed erą slajdów.
Pewnego razu okazało się, że w jednym miesiącu mam do przygotowania aż trzy takie referaty. Pomyślałam, że nie dam rady i że pewnie profesor chce się mnie w ten elegancki sposób pozbyć. Miałam do opracowania: przeciwkrzepliwe leczenie zawału serca, nowoczesne leczenie cukrzycy i chorobę Whipple’a, bardzo rzadką chorobę gastrologiczną. Z trudem, ale podołałam wyzwaniu. Po tych wykładach prof. Rużyłło wezwał mnie i powiedział: „Pani Basiu, będzie pani dobrym wykładowcą, niech pani się tego trzyma”. Rozpoczęłam studia doktoranckie i faktycznie, przez całe swoje zawodowe życie bardzo lubiłam wykładać. Tę miłość do nauczania zaszczepił mi mój mentor.
Drugim moim mistrzem był prof. Wiktor Szostak, który jest lipidologiem i wzbudził moje zainteresowania w tym kierunku. To dzięki niemu i prof. Małgorzacie Ciświckiej-Sznajderman z wielką pasją do dziś zajmuję się gospodarką zaburzeń lipidowych, ich genetycznymi przyczynami, leczeniem i lekami. To byli ludzie, którzy tworzyli lipidologię w Polsce. Rozpalali moje ambicje, chciałam się dzięki nim rozwijać. W domu miałam naukowy doping. Moja mama przed wojną skończyła historię na Uniwersytecie Warszawskim, tata był inżynierem geodetą po Politechnice Warszawskiej. Miałam dzięki nim taki „background inteligencki”.
Wyjątkowy dyżur…
Byłam młodym lekarzem na stażu w klinice prof. Edwarda Rużyłło. Zaczęłam pierwsze dyżury, ale zawsze nadzorował mnie starszy kolega, który był pod telefonem i gdybym miała jakiś problem, to mogłam do niego zadzwonić. Pewnego razu pogotowie przywiozło do nas młodego człowieka, który w kawiarni na Nowym Świecie zażył żelazocyjanek potasu razem z winem. Wystąpiło ciężkie zatrucie, utrata przytomności. Nie wiedziałam, jakie antidotum podać, nigdy się nie zetknęłam z takim przypadkiem. To były czasy, gdy nie można było po prostu zajrzeć do Internetu i sprawdzić. Za całą pomoc musiała wystarczyć podręczna biblioteczka w pokoju lekarza dyżurnego, gdzie znalazłam poradnik „Postępowanie w nagłych przypadkach” autorstwa prof. Dymitra Aleksandrowa i prof. Wandy Wysznackiej.
Znalazłam informację, co robić: odtrutką był tiosiarczan sodu. Jednak tego preparatu w szpitalu akurat nie było! Ustaliłam, że jest w aptece przy ul. Zielnej, gdzie czym prędzej wysłałam uczennicę pielęgniarstwa, dając jej pieniądze na lek. Wybiegła jak stała, w fartuchu szpitalnym i zaczęła łapać taksówkę. Nie było to łatwe, więc obrotna panna zaangażowała do pomocy przechodniów. W międzyczasie przyszedł do mnie starszy dyżuru, chirurg, który nadzorował wszystkich dyżurujących lekarzy. Z surową miną zapytał, co wyprawiamy, bo doszły go słuchy, że ludzie przed szpitalem pomagają w znalezieniu taksówki dla pacjenta, a tego robić nie wolno. Wytłumaczyłam, o co chodzi, wróciła pielęgniarka i podałam choremu lek.
To jednak nie był koniec kłopotów. Pacjent miał zaburzenia oddychania, a jedyne sztuczne płuco pozostawało w gotowości na oddziale chirurgii, gdzie był ostry dyżur. Do czasu jego zakończenia, do północy, musieliśmy sobie radzić, używając prostego aparatu AMBU do wtłaczania powietrza do płuc pacjenta. Udało się, doczekał rana. Na porannym obchodzie do pacjenta podszedł doc. Kosieradzki, którego bardzo ceniłam. Bardzo uważał na to, żeby pacjent nie miał pleśniawek. Pamiętam, że zajrzał do ust chorego i powiedział z naganą: „Pani doktor, pacjent ma pleśniawki!”. Biorąc pod uwagę stan pacjenta, stres, jaki wiązał się z opieką nad nim, to było… zaskakujące.
Pacjent, którego nie zapomnę…
Zarówno naukowo, ale i też jako lekarz praktyk zajmowałam się zaburzeniami gospodarki lipidowej. Przyjmowałam raz w tygodniu w poradni w szpitalu na Solcu i pewnego dnia przyjechały do mnie dwie siostry z południa Polski. Skierowano je do nas z powodu nawracających, przewlekłych bólów brzucha, które — jak przypuszczano — mogły mieć związek z wysokim stężeniem lipidów we krwi. Zleciłam badania, pacjentkom pobrano krew. Po jej odwirowaniu osocze było… mleczne. Po 12 godzinach przechowywania w lodówce nagromadzone w osoczu chylomikrony utworzyły na powierzchni próbki jakby kożuch, a pod spodem była klarowna surowica.
Zagadka została rozwiązana: pacjentki miały bardzo rzadką genetyczną chorobę — rodzinny zespół chylomikronemii. To schorzenie występujące u 1-2 osób na milion. We krwi chorego gromadzi się tłuszcz w postaci lipoprotein: chylomikronów, składających się w 90 proc. z trójglicerydów. U osób zdrowych cząsteczki te są rozkładane w układzie krążenia przez specjalny enzym, lipazę lipoproteinową. U moich pacjentek ten mechanizm nie działał, a leku nie było. Jednym remedium była ścisła dieta bardzo niskotłuszczowa. Pomogła, spadło stężenie trójglicerydów, choć nadal nie było w normie. Dziś takim chorym można już pomóc skuteczniej. W 2020 r. amerykańska FDA zatwierdziła pierwszy lek biologiczny dla pacjentów z rodzinną trójglicerydemią. Jest on w stanie obniżyć wyjściowe stężenie trójglicerydów o ponad 70 proc. To jest nadzieja dla tych pacjentów.
Najtrudniejszy egzamin na studiach…
Zdecydowanie egzamin z psychiatrii, który zdawałam w szpitalu w Tworkach. Mieliśmy za zadanie postawić rozpoznanie, na podstawie wywiadu, u wytypowanego przez profesora pacjenta. To były czasy, gdy diagnozowano głównie dwa schorzenia natury psychicznej: schizofrenię i cyklofrenię, czyli zespół maniakalno-depresyjny. Dostałam pacjentkę, u której przypuszczałam, że występuje schizofrenia. Jednak nie wszystkie objawy się zgadzały. Uczono nas wówczas, że u pacjenta ze schizofrenią typowy jest zanik uczuć wyższych. Chory obojętnieje na związki z ludźmi. Tymczasem „moja” pacjentka mówiła, że tęskni do rodziny, dzieci i męża. Z drugiej jednak strony pytana o choroby psychiczne występujące w rodzinie przyznała, że na schizofrenię choruje jej siostra. Z duszą na ramieniu poszłam do profesora. Powiedziałam, że podejrzewam schizofrenię, ale przyznałam się też do wątpliwości. Egzamin zdałam, choć nie byłam do końca pewna ostatecznego wyniku.
Gdybym nie była lekarzem…
Nie jestem w stanie nawet wyobrazić sobie, że mogłabym robić w życiu coś innego. Bycie lekarzem było mi pisane.
Osoba, która inspiruje mnie najbardziej…
Na swojej zawodowej drodze spotkałam wiele takich osób: prof. Edwarda Rużyłło, prof. Wiktora Szostaka. Gdybym dziś zaczynała swoją zawodową drogę, specjalizowałabym się w kardiologii. Dlaczego? Bo nie przeszkadzałoby mi to zostać także lipidologiem. Przełomem był rok 1994, gdy pojawiła się pierwsza statyna. Okazało się, że jej stosowanie w prewencji wtórnej u pacjentów po zawale serca przekładało się po 5 latach na mniej ostrych zespołów wieńcowych, mniej zgonów, dłuższe życie. Te wyniki sprawiły, że kardiolodzy zwrócili się także ku lipidologii. I dobrze.
Święty Graal medycyny to…
Uważam, że dziś to przede wszystkim szczepionka przeciwko wirusowi SARS-CoV-2. Czekam na nią nie tylko jako lekarz, ale także po prostu człowiek, ponieważ z racji wieku jestem w grupie ryzyka cięższego przebiegu choroby COVID-19. Bardzo mnie denerwuje, gdy słyszę w telewizji statystyki dotyczące zgonów i informację, że większość zmarłych to osoby starsze, które miały choroby współistniejące. Czy taka retoryka ma niby pocieszyć młodych? Trzeba mówić, że te choroby współistniejące, takie jak cukrzyca czy nadciśnienie, jeżeli są dobrze kontrolowane, nie zwiększają ryzyka zgonu z powodu koronawirusa.
Gdy jestem pacjentem to…
Szukam porady u kolegów, albo chodzę prywatnie do lekarza. Nigdy nie byłam u swojego lekarza rodzinnego, choć jestem do przychodni POZ zapisana od dobrych paru lat.
W wykonywaniu zawodu lekarza najbardziej przeszkadza…
Biurokracja. Z każdym rokiem coraz bardziej uprzykrza lekarzom życie i zabiera czas, który powinien być przeznaczony dla pacjenta.
Kiedy nie pracuję…
Bardzo mi przykro, ale nie mam innego hobby niż lipidologia. Dalej dużo pracuję, poprzednio przez ponad 40 lat w Instytucie Żywności i Żywienia oraz Poradni Chorób Metabolicznych w tymże instytucie, a obecnie — również na całym etacie — w Narodowym Instytucie Zdrowia Publicznego — Państwowym Zakładzie Higieny. Zajmuję się lipidami w aspekcie żywienia, a także farmakoterapią. Wciąż dużo publikuję. Bardzo dobrze mi się współpracuje z prof. Maciejem Banachem, przewodniczącym Polskiego Towarzystwa Lipidologiczego, który bardzo integruje nasze środowisko. Świetnym lipidologiem i bardzo dobrym wykładowcą jest też prof. Krzysztof Filipiak. Obecnie pochłania mnie pisanie rozdziałów, które ukażą się w wytycznych postępowania w dyslipidemiach dla lekarzy rodzinnych. Oddaję się temu w każdej wolnej chwili. Zatem, gdy nie pracuję, to… pracuję.
W naszym cyklu "Wywiad lekarski" na pytania odpowiadali m.in.: prof. Longin Marianowski, prof. Wiesław Jędrzejczak, prof. Anna Latos-Bieleńska, prof. Andrzej Deptała, prof. Henryk Skarżyński, prof. Jerzy Szaflik, prof. Andrzej Bochenek, prof. Janusz Skalski czy prof. Marian Zembala.
Źródło: Puls Medycyny
„Dziś św. Graalem medycyny jest szczepionka przeciwko wirusowi SARS-CoV-2. Czekam na nią nie tylko jako lekarz, ale także po prostu człowiek, gdyż z racji wieku jestem w grupie ryzyka cięższego przebiegu choroby COVID-19” — przyznaje prof. Barbara Cybulska. Z przeprowadzonego z nią „wywiadu lekarskiego” dowiemy się, kto rozbudził w niej zainteresowanie lipidologią, co stanowi antidotum na żelazocyjanek potasu czy jak diagnozuje się zespół rodzinnej chylomikronemii.
Prof. dr hab. n. med. Barbara Cybulska
Dostęp do tego i wielu innych artykułów otrzymasz posiadając subskrypcję Pulsu Medycyny
- E-wydanie „Pulsu Medycyny” i „Pulsu Farmacji”
- Nieograniczony dostęp do kilku tysięcy archiwalnych artykułów
- Powiadomienia i newslettery o najważniejszych informacjach
- Papierowe wydanie „Pulsu Medycyny” (co dwa tygodnie) i dodatku „Pulsu Farmacji” (raz w miesiącu)
- E-wydanie „Pulsu Medycyny” i „Pulsu Farmacji”
- Nieograniczony dostęp do kilku tysięcy archiwalnych artykułów
- Powiadomienia i newslettery o najważniejszych informacjach