Prof. Andrzej Matyja: trzeba przełamać bariery utrudniające przekształcenia w ochronie zdrowia

Rozmawiała Katarzyna Lisowska
opublikowano: 23-03-2022, 19:10

W ochronie zdrowia zmagamy się z anachroniczną strukturą organizacyjną i sposobem zarządzania, nadmierną biurokracją i bardzo poważnym niedoborem kadr - ocenia sytuację prof. Andrzej Matyja.

Ten artykuł czytasz w ramach płatnej subskrypcji. Twoja prenumerata jest aktywna
Prof. dr hab. n. med. Andrzej Matyja
FOT. Archiwum

Prof. dr hab. n. med. Andrzej Matyja zajął 3. miejsce na Liście Stu 2021 najbardziej wpływowych osób w polskim systemie ochrony zdrowia.

Panie Profesorze, rozmawiamy w kolejnym dniu wojny na Ukrainie. Jak pan z perspektywy lekarza widzi ten dramat?

Jestem do głębi poruszony tragedią, jaka jest udziałem naszych sąsiadów. Nie ma na to naszej zgody. Wielokrotnie uczestniczyłem w misjach humanitarnych w Afryce. Wówczas wydawało mi się, że nigdy już nie będę pracował w warunkach gorszych niż wtedy. Ale to, co w tej chwili widzimy i obserwujemy, przerosło moją wyobraźnię - lekarza chirurga z czterdziestoletnim doświadczeniem w zawodzie. To niewyobrażalne, że w XXI wieku, w środku Europy, moim koleżankom i kolegom zza wschodniej granicy przyszło nieść pomoc i ratować życie na wojnie.

Jako całe środowisko lekarzy i lekarzy dentystów organizujemy pomoc dla ukraińskich koleżanek i kolegów. Między innymi uruchomiliśmy specjalną infolinię i skrzynkę mailową, na którą można kierować prośby o pomoc dla lekarzy i lekarzy dentystów z Ukrainy i ich rodzin, przebywających w naszym kraju oraz dla tych pozostających w swojej ojczyźnie. Na stronie internetowej Naczelnej Izby Lekarskiej dostępny jest słownik medyczny oraz formularz zgłoszeniowy w języku ukraińskim, rosyjskim i polskim, który ma ułatwić takie zgłoszenie.

Pomoc to także środki finansowe, a raczej zakupy potrzebnego sprzętu medycznego. Już niedługo na Ukrainę trafią m.in. zakupione przez nas karetki, których brakuje, ponieważ większość została wysłana do pomocy w miejsca walk.

Nie ukrywam, że prowadząc tę akcję wykorzystujemy nasze doświadczenie zebrane na początku pandemii w 2020 r., kiedy w obliczu braku podstawowych środków ochrony indywidualnej jako samorząd lekarski wzięliśmy sprawy w swoje ręce i dzięki wsparciu sponsorów sprowadzaliśmy niezbędne wyposażenie, wspierając koleżanki i kolegów. W historii samorządu lekarskiego była to operacja bez precedensu. I kto by pomyślał, że tamto doświadczenie tak szybko znów okaże się przydatne.

Rok 2021 to kolejny rok pandemii. Jak w pana ocenie poradziliśmy sobie z kolejnymi falami koronawirusa?

Pandemia to dla wszystkich – w wymiarze osobistym i społecznym - doświadczenie wyjątkowe. Jak w każdym kryzysie wiele dowiedzieliśmy się o sobie, ale i o kondycji polskiej ochrony zdrowia oraz sprawności instytucji państwowych. Powinniśmy wyciągnąć wnioski z tego doświadczenia i dokonać niezbędnych zmian, by nasza ochrona zdrowia stała się systemem elastycznym i odpornym na różne sytuacje kryzysowe w przyszłości, bo, jak mawiał Winston Churchill, nie można pozwolić, by dobry kryzys się zmarnował.

Myślę, że polscy medycy – lekarze i lekarze dentyści, pielęgniarki, diagności laboratoryjni, ratownicy medyczni, fizjoterapeuci, farmaceuci, opiekunowie medyczni i wszyscy niemedyczni pracownicy ochrony zdrowia – stanęli na wysokości zadania, doskonale zdali egzamin. Dodam, że poziom wyszczepienia w tej grupie był bardzo wysoki, a wśród lekarzy – najwyższy. Nie obyło się bez ofiar, bo przypomnę, że od początku pandemii do 28 lutego 2022 r. w Polsce zmarło 733 medyków, w tym najwięcej lekarzy i lekarzy dentystów - 381 osób.

Z perspektywy dwóch lat w Polsce najtrudniejsza i najbardziej dramatyczna była jesień 2020 r., kiedy mieliśmy do czynienia z faktycznie pierwszą falą pandemii, ponieważ w wyniku lockdownu ogłoszonego w marcu 2020 r. w Polsce praktycznie nie odczuliśmy pierwszej fali. Tym boleśniejszym doświadczeniem było uderzenie wirusa we wrześniu 2020. Wtedy system był niewłaściwie przygotowany, nie było jeszcze szczepień, wirus zbierał śmiertelne żniwo wśród pacjentów i personelu medycznego. Trudne momenty przeżywaliśmy też od lutego do maja 2021 roku, a następnie od listopada 2021 do lutego 2022. Na szczęście, podczas kolejnych fal wiedzieliśmy o chorobie coraz więcej, leki były coraz bardziej dostępne. Ponadto mieliśmy już szczepionki, ale jednocześnie ujawnili się coraz bardziej agresywni przeciwnicy szczepień.

Budująca była postawa społeczeństwa na początku pandemii – pełna mobilizacja, przestrzeganie zasad sanitarnych, samoorganizacja, solidarność, zaangażowanie, pomoc medykom i poruszające gesty sympatii, wdzięczności i mobilizacji.

W tak wyjątkowej sytuacji trudno uniknąć błędów. Wiele krajów, zwłaszcza podczas pierwszej fali, zderzyło się z brakami środków ochrony indywidualnej, leków; skala zachorowań paraliżowała ochronę zdrowia. Wszyscy uczyliśmy się wirusa. Jedni tę lekcję odrobili szybciej, i widać było, że z kolejnymi falami radzą sobie coraz lepiej, a przyczyniały się do tego z sukcesem realizowane programy masowych szczepień. Niestety, nie możemy tego powiedzieć o naszym kraju. Wymowny wymiar symboliczny miała rezygnacja większości członków Rady Medycznej. Wcześniej pracownicy ochrony zdrowia, pacjenci i wszyscy obywatele doświadczaliśmy skutków chaotycznych i niespójnych decyzji, było konfliktowanie środowiska medyków, ignorowanie naszych uwag, wręcz odtrącanie naszej pomocy. Zabrakło rzeczywistego dialogu z naszym środowiskiem, co doprowadziło do wielkiego protestu medyków. Stanęło Białe Miasteczko. Ze względu na pandemię protest został zawieszony.

Poważne problemy pozostały: pogarszający się stan publicznej ochrony zdrowia ze wszystkimi długofalowymi skutkami dla zdrowia publicznego, braki kadrowe, problemy finansowe - wspomnę tylko sytuację szpitali czy skandaliczne, od lat nieaktualizowane wyceny wielu świadczeń, w tym w stomatologii. Zmagamy się z anachroniczną strukturą organizacyjną i sposobem zarządzania, nadmierną biurokracją i bardzo poważnym niedoborem kadr. Niedocenianym problemem jest dewastujący życie publiczne kryzys zaufania, który uniemożliwia zarządzanie w sytuacjach kryzysowych czy też wprowadzanie potrzebnych zmian w ochronie zdrowia. Ponadto brakuje jednoznacznej postawy państwa wobec szerzenia fałszywych informacji, przejawów agresji i nienawiści wobec medyków nie tylko w internecie, ale i w formie fizycznej. Mam na myśli np. brutalne wtargnięcie do siedziby Naczelnej Izby Lekarskiej, które – ku naszemu zdziwieniu - według prokuratury miało niską szkodliwość społeczną.

Ubiegły rok to też czas zmian legislacyjnych i zapowiedź kolejnych, które mają wejść w życie w tym roku: nowa siatka płac, zmiany dotyczące sieci szpitali, ustawy o jakości. Część z nich była ostro krytykowana przez samorząd lekarskich. Co w pana ocenie pozytywnego w tym obszarze się wydarzyło, a co może negatywnie odbić się na działaniu systemu i pacjentach?

Trudno znaleźć pozytywy, poza jednym, że jest świadomość słabości i podejmuje się próby regulacji. Z realizacją jest natomiast dużo gorzej. Przykładem jest zapowiedź wprowadzenia modelu no-fault, o co apelujemy od lat. Spodziewaliśmy się odrębnej regulacji. Została ona włączona do projektu ustawy o jakości i bezpieczeństwie pacjenta, a rozwiązania zaczęły przyjmować kształt oddalający nas od idei no-fault. Samorząd lekarski wyraźnie zwraca na to uwagę i alarmuje, ale – niestety – spotykamy się z oporem.

Inny przykład do problem kadr. Jest wiele słusznych deklaracji, ale na etapie konkretów okazuje się, że sprawy idą w złą stronę. Widać to na przykładzie idei wprowadzenia funkcji sekretaryjnej asystenta lekarza - okazało się, że mamy propozycje asysty chirurgicznej lekarza, co koliduje z zadaniami rezydentów, a nie rozwiązuje problemu odciążenia lekarzy od prac administracyjnych. Mówi się o koordynatorach opieki medycznej, a jednocześnie nie przeznacza się na to dostatecznych środków. Lista takich przykładów rozbieżności między deklaracjami a skutkami rzeczywistych rozwiązań jest długa.

Niebezpieczne jest też składanie przez rządzących zapowiedzi, które nie mogą być zrealizowane chociażby ze względu na braki kadrowe, np. znoszenie limitów do specjalistów. Sprawia to, że oczekiwania pacjentów i ich rodzin nie mogą być spełnione, a to wywołuje frustrację i agresję, które niezasłużenie uderzają w pracowników ochrony zdrowia.

Zmiany nie ominęły też kształcenia nowych kadr medycznych - np. umożliwienie, by realizowały to uczelnie zawodowe. Czy te zmiany to dobry “lek“ na niedobór kadr? Może reforma kształcenia nie jest nam w ogóle potrzebna, skoro świat bardzo wysoko ocenia naszych specjalistów?

Jesteśmy dumni z tego, że absolwenci polskich uczelni medycznych cieszą się bardzo dobrą opinią. Nie oznacza to, że programy kształcenia przed- i podyplomowego nie powinny być modyfikowane, chociażby dlatego, że mamy ogromny postęp w medycynie, intensywnie wprowadzana jest cyfryzacja, modele kształcenia na poziomie szkolnictwa średniego się zmieniają i profil kandydata na studenta medycyny też jest inny niż przed laty. Za tym trzeba podążać, by utrzymywać wysoką jakość kształcenia.

Niestety, obserwujemy niebezpieczne zjawisko – proponowane i wprowadzane w życie rozwiązania oznaczają, że stawia się na ilość kosztem jakości. Tak jest z regulacjami dotyczącymi zatrudnienia cudzoziemców spoza Unii Europejskiej bez dostatecznie zweryfikowanych kwalifikacji i znajomości języka polskiego. Tak było z propozycjami uruchomienia kierunków lekarskich w wyższych szkołach zawodowych, bez zaplecza akademickiego i tradycji. Inny przykład to rezygnacja ze stażu dyplomowego, w obronie którego stają nawet studenci i młodzi lekarze, bo wiedzą, jak cenna jest możliwość zdobycia praktycznej wiedzy i umiejętności.

Trzeba pamiętać, że jeśli na skutek błędnych decyzji stawiających na ilość, a nie jakość poziom absolwentów kierunków medycznych będzie się obniżał, to szybko przeniesie się to poza granice i obecna renoma naszych lekarzy przejedzie do historii. Ucierpią na tym wszyscy, również ci najlepsi. Na opinię pracuje się długo, traci ją nieporównanie szybciej.

Zamiast iść na skróty w polityce kształcenia lekarzy, trzeba lepiej wykorzystywać cenne i rzadkie zasoby kadrowe, chociażby wprowadzając zawody wspierające i odciążające od pracy administracyjnej, trzeba zweryfikować zasadność wymagań administracyjnych, zmieniać organizację pracy i styl zarządzania, ale to jest dużo trudniejsze koncepcyjnie niż administracyjne, odgórne i ręczne sterowanie.

2021 to też rok protestu środowiska medycznego. Czy dziś w Pana ocenie Białe Miasteczko było środowisku potrzebne, czy coś zmieniło?

Protest medyków, który zaczął się jesienią ubiegłego roku, miał – i ma, bo przecież został ze względu na pandemię tylko zawieszony – charakter bezprecedensowy. Po raz pierwszy środowisko połączyło siły i wystąpiło wspólnie, pokazując, że ochrona zdrowia, zwłaszcza publiczna, wymaga radykalnych i spójnych działań na różnych polach – finansowym, organizacyjnym, zarządczym i polityki kadrowej.

Protest odbił się szerokim echem w społeczeństwie. Wybrzmiał ważny przekaz, że medycy mają leczyć, ale za organizację ochrony zdrowia odpowiadają rządzący i politycy.

Z jakimi wyzwaniami w tym roku będzie musiał zmierzyć się system ochrony zdrowia? Co dla prezesa Naczelnej Rady Lekarskiej będzie takim największym wyzwaniem w 2022 r., a co już osobiście dla profesora Andrzeja Matyi?

W 2022 roku do dotychczasowych wyzwań, jakimi są niewydolność naszej ochrony zdrowia, braki kadrowe, problemy finansowania, walka z trwającą pandemią, radzenie sobie z tzw. długiem zdrowotnym, doszły nowe związane z wojną na Ukrainie i falą uchodźców, a to oznacza, że gwałtownie przybędzie nam pacjentów. Przełoży się to na większe obciążenie organizacyjne i finansowe, narastać będzie problem refundacji nieadekwatnych do rzeczywistych kosztów. Większe też będzie obciążenie pierwszej linii opieki nad pacjentem w POZ i AOS. Dużą grupę wśród uchodźców stanowią dzieci, a więc spodziewać się trzeba znacznie większego zapotrzebowania na opiekę pediatryczną. Pojawią się duże wyzwania dla zdrowia publicznego – np. między naszym krajem a Ukrainą są różnice w zakresie szczepień obowiązkowych i poziomu wyszczepień. Musimy być przygotowani, że tego typu problemów będzie więcej i konieczne będzie sprawne zarządzanie kryzysowe. Z pewnością czeka nas bardzo trudny rok.

Myślę także, że w tej chwili Unia Europejska powinna zwrócić szczególną uwagę na fakt, że Polska jest w bezpośrednim sąsiedztwie Ukrainy, że Polacy ze swoim entuzjazmem przystąpili do udzielania pomocy. Konieczne jest przekazanie środków pomocowych, żebyśmy mogli jeszcze sprawniej działać.

Moje osobiste życzenia wiążą się z zawodowymi, byśmy zaczęli prowadzić konstruktywny dialog, by przełamać bariery utrudniające pozytywne przekształcenia w ochronie zdrowia i by zacząć odbudowywać zaufanie społeczne, bo bez niego trudno wprowadzać potrzebne, a czasem i bolesne zmiany. Doświadczenia pierwszego etapu pandemii czy też pomoc ofiarom wojny w Ukrainie pokazały, jakie pokłady zrozumienia, empatii, energii, solidarności, zaangażowania, zaradności i profesjonalizmu są w naszym społeczeństwie. Co zatem stoi na przeszkodzie, by mądre i wypracowane w drodze dialogu decyzje rządzących pozwalały wykorzystać społeczny potencjał dla budowy nowoczesnego systemu ochrony zdrowia na miarę naszych potrzeb i aspiracji?

O KIM MOWA

Prof. dr hab. n. med. Andrzej Matyja jest specjalistą w dziedzinie chirurgii ogólnej i onkologicznej, nauczycielem akademickim na Uniwersytecie Jagiellońskim, kierownikiem Kliniki Chirurgii Ogólnej, Obrażeń Wielonarządowych i Medycyny Ratunkowej UJ CM, kierownikiem Oddziału Klinicznego Chirurgii Ogólnej, Onkologicznej, Metabolicznej i Stanów Nagłych Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie oraz działaczem samorządu lekarzy, a od 2018 r. prezesem Naczelnej Rady Lekarskiej.

Źródło: Puls Medycyny

Najważniejsze dzisiaj
× Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.