Powolne zmniejszanie się zachorowań na gruźlicę
Powolne zmniejszanie się zachorowań na gruźlicę
- Monika Wysocka
Zapadalność na gruźlicę w Polsce jest wciąż minimalnie wyższa niż w innych krajach Unii Europejskiej, ale systematycznie spada. Daje się jednak zauważyć nowe zjawisko: wzrost zachorowalności w dużych miastach.
Większa zapadalność na gruźlicę w miastach niż na wsi to tendencja występująca w krajach rozwijających się, związana ze zmianami społecznymi. „Jeszcze nie zachodzi u nas zjawisko tzw. gruźlicy wielkich miast, jak w wielu krajach europejskich, ale od trzech lat daje się zauważyć, że zmierzamy w tym kierunku” — stwierdza dr hab., prof. IGiChP Maria Korzeniewska-Koseła, kierownik Zakładu Epidemiologii i Organizacji Walki z Gruźlicą w Instytucie Gruźlicy i Chorób Płuc w Warszawie.
Najgorsza sytuacja w Azji i Afryce
Według szacunków WHO, w 2012 roku na świecie zachorowało na gruźlicę 8,6 mln osób, a 1,3 mln zmarło z tego powodu. „To znacznie lepiej niż jeszcze kilkanaście lat temu. Wieloletnie wysiłki różnych organizacji zaczynają przynosić efekty” — uważa prof. Kazimierz Roszkowski-Śliż, dyrektor Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc w Warszawie.
Najwięcej chorych na gruźlicę mieszka w Azji, zaś najwyższe wskaźniki zachorowalności na 100 tys. mieszkańców są w południowej części Afryki — powyżej 500 przypadków.
W krajach Unii Europejskiej w 2012 r. odnotowano ponad 68 tys. przypadków zachorowań i z każdym rokiem jest ich mniej. Średnia zapadalność wynosi 13,5 na 100 tys., ale np. w Niemczech 5,2, w Czechach 5,8. Więcej zachorowań występuje w Rumunii (85/100 tys.), na Litwie (59/100 tys.) i Łotwie (48/100 tys.).
W Polsce w 2012 r. zachorowało ponad 7,5 tys. osób (19,6/100 tys. mieszkańców). „To nieco więcej niż średnia unijna, jednak w każdej grupie wiekowej widzimy spadek. Inaczej jest tylko wśród nastolatków, ale ponieważ to mała grupa osób, więc nawet niewielkie różnice wskazują szybki wzrost zapadalności” — tłumaczy dr Korzeniewska-Koseła. Warto zauważyć, że podczas epidemii gruźliczej 50 lat temu chorowały głównie dzieci i młodzi dorośli, natomiast teraz głównie ludzie starsi — w wyniku reaktywacji wcześniejszego zakażenia.
Za dużo nawrotów choroby
W Polsce w zdecydowanej większości (ponad 90 proc. przypadków) mamy do czynienia z płucną odmianą gruźlicy. Największe zagrożenie stwarzają chorzy, którzy prątkują bezpośrednio (prątki można zauważyć już w badaniu plwociny). „Te osoby po prostu zagrażają otoczeniu. W 2013 r. było ich 2778, czyli całkiem sporo, bo ok. 40 osób wśród nastolatków” — mówi epidemiolog.
Pozapłucne odmiany gruźlicy, czyli przypadki gruźlicy narządów występują w Polsce rzadko, bo w ok. 7 proc.
Charakterystyczny jest duży rozrzut zapadalności między poszczególnymi województwami, np. w lubelskim 30/100 tys., podczas gdy w województwach zachodnich, np. w lubuskim czy wielkopolskim 10/100 tys. mieszkańców.
Nowym zjawiskiem w Polsce jest wzrost zachorowalności na gruźlicę w miastach. „Taka jest tendencja w krajach rozwijających się. Wiąże się to ze zmianami społecznościowymi i gromadzeniem grup ryzyka w wielkich miastach. Ale w Warszawie wciąż jest lepsza sytuacja niż np. na Mazowszu. W takich stolicach, jak Barcelona czy Londyn, zapadalność na gruźlicę jest dużo wyższa niż gdziekolwiek w kraju” — mówi dr Korzeniewska-Koseła.
Niepokojący jest natomiast duży odsetek przypadków nawrotu choroby (12 proc.). „Wynika to najprawdopodobniej z niedoskonałości wcześniejszego leczenia, a także z przerywania terapii. W Polsce nie nadzoruje się bowiem leczenia w fazie jego kontynuacji poza szpitalem — nie ma przepisów, które by to nakazywały” — dodaje specjalistka.
Zapadalność na gruźlicę w Polsce jest wciąż minimalnie wyższa niż w innych krajach Unii Europejskiej, ale systematycznie spada. Daje się jednak zauważyć nowe zjawisko: wzrost zachorowalności w dużych miastach.
Większa zapadalność na gruźlicę w miastach niż na wsi to tendencja występująca w krajach rozwijających się, związana ze zmianami społecznymi. „Jeszcze nie zachodzi u nas zjawisko tzw. gruźlicy wielkich miast, jak w wielu krajach europejskich, ale od trzech lat daje się zauważyć, że zmierzamy w tym kierunku” — stwierdza dr hab., prof. IGiChP Maria Korzeniewska-Koseła, kierownik Zakładu Epidemiologii i Organizacji Walki z Gruźlicą w Instytucie Gruźlicy i Chorób Płuc w Warszawie. Najgorsza sytuacja w Azji i Afryce Według szacunków WHO, w 2012 roku na świecie zachorowało na gruźlicę 8,6 mln osób, a 1,3 mln zmarło z tego powodu. „To znacznie lepiej niż jeszcze kilkanaście lat temu. Wieloletnie wysiłki różnych organizacji zaczynają przynosić efekty” — uważa prof. Kazimierz Roszkowski-Śliż, dyrektor Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc w Warszawie. Najwięcej chorych na gruźlicę mieszka w Azji, zaś najwyższe wskaźniki zachorowalności na 100 tys. mieszkańców są w południowej części Afryki — powyżej 500 przypadków.W krajach Unii Europejskiej w 2012 r. odnotowano ponad 68 tys. przypadków zachorowań i z każdym rokiem jest ich mniej. Średnia zapadalność wynosi 13,5 na 100 tys., ale np. w Niemczech 5,2, w Czechach 5,8. Więcej zachorowań występuje w Rumunii (85/100 tys.), na Litwie (59/100 tys.) i Łotwie (48/100 tys.). W Polsce w 2012 r. zachorowało ponad 7,5 tys. osób (19,6/100 tys. mieszkańców). „To nieco więcej niż średnia unijna, jednak w każdej grupie wiekowej widzimy spadek. Inaczej jest tylko wśród nastolatków, ale ponieważ to mała grupa osób, więc nawet niewielkie różnice wskazują szybki wzrost zapadalności” — tłumaczy dr Korzeniewska-Koseła. Warto zauważyć, że podczas epidemii gruźliczej 50 lat temu chorowały głównie dzieci i młodzi dorośli, natomiast teraz głównie ludzie starsi — w wyniku reaktywacji wcześniejszego zakażenia. Za dużo nawrotów chorobyW Polsce w zdecydowanej większości (ponad 90 proc. przypadków) mamy do czynienia z płucną odmianą gruźlicy. Największe zagrożenie stwarzają chorzy, którzy prątkują bezpośrednio (prątki można zauważyć już w badaniu plwociny). „Te osoby po prostu zagrażają otoczeniu. W 2013 r. było ich 2778, czyli całkiem sporo, bo ok. 40 osób wśród nastolatków” — mówi epidemiolog.Pozapłucne odmiany gruźlicy, czyli przypadki gruźlicy narządów występują w Polsce rzadko, bo w ok. 7 proc. Charakterystyczny jest duży rozrzut zapadalności między poszczególnymi województwami, np. w lubelskim 30/100 tys., podczas gdy w województwach zachodnich, np. w lubuskim czy wielkopolskim 10/100 tys. mieszkańców.Nowym zjawiskiem w Polsce jest wzrost zachorowalności na gruźlicę w miastach. „Taka jest tendencja w krajach rozwijających się. Wiąże się to ze zmianami społecznościowymi i gromadzeniem grup ryzyka w wielkich miastach. Ale w Warszawie wciąż jest lepsza sytuacja niż np. na Mazowszu. W takich stolicach, jak Barcelona czy Londyn, zapadalność na gruźlicę jest dużo wyższa niż gdziekolwiek w kraju” — mówi dr Korzeniewska-Koseła. Niepokojący jest natomiast duży odsetek przypadków nawrotu choroby (12 proc.). „Wynika to najprawdopodobniej z niedoskonałości wcześniejszego leczenia, a także z przerywania terapii. W Polsce nie nadzoruje się bowiem leczenia w fazie jego kontynuacji poza szpitalem — nie ma przepisów, które by to nakazywały” — dodaje specjalistka.
Dostęp do tego i wielu innych artykułów otrzymasz posiadając subskrypcję Pulsu Medycyny
- E-wydanie „Pulsu Medycyny” i „Pulsu Farmacji”
- Nieograniczony dostęp do kilku tysięcy archiwalnych artykułów
- Powiadomienia i newslettery o najważniejszych informacjach
- Papierowe wydanie „Pulsu Medycyny” (co dwa tygodnie) i dodatku „Pulsu Farmacji” (raz w miesiącu)
- E-wydanie „Pulsu Medycyny” i „Pulsu Farmacji”
- Nieograniczony dostęp do kilku tysięcy archiwalnych artykułów
- Powiadomienia i newslettery o najważniejszych informacjach