Płatne studia bezpłatne [Marek Stankiewicz]
Płatne studia bezpłatne [Marek Stankiewicz]
Jarosław Gowin, wicepremier, minister nauki i szkolnictwa wyższego uważa, że lekarze powinni odpracowywać swoje studia. Miałoby to zatrzymać falę lekarskiej emigracji i zlikwidować braki wśród specjalistów. Wtóruje mu rzecznik praw pacjenta. Innego zdania jest Konstanty Radziwiłł, minister zdrowia, który nie widzi możliwości wprowadzenia takich rozwiązań. Zgodnie z polskim i europejskim prawem, na razie panuje swoboda przemieszczania się między państwami.
Wicepremier przekonuje, że możliwe byłoby wprowadzenie państwowych stypendiów, które w pełni pokrywałyby koszt studiów, jednak lekarz musiałby je odpracować. Według Gowina, szacunkowy koszt studiów lekarskich to pół miliona złotych. Gwoli ścisłości, opłaty za 12 semestrów studiów niestacjonarnych na wydziale lekarskim polskich uniwersytetów medycznych wynoszą obecnie 276 tysięcy złotych.

Nasz wicepremier jest z wykształcenia filozofem. A filozofia to przecież umiłowanie mądrości. Gowin zżyma się, że wykształcony za państwowe pieniądze świeżo upieczony lekarz wsiada sobie na prom i płynie do Szwecji albo Norwegii. Próby zatrzymywania lekarzy w Polsce mają już swoją złą legendę. Po studiach lekarskich w 1979 roku dostałem łaskawie paszport na wyjazd na urlop do Grecji, pod warunkiem złożenia podpisu na wekslu, zobowiązującym do zwrotu kosztów moich studiów. Wtedy nawet po cichu nie myślałem o emigracji. Ale myślała za mnie władza. Z Grecji można było wówczas z tym paszportem przesiąść się na prom do Włoch, a stamtąd do obozu przejściowego w rzymskiej Latinie. Do USA stamtąd wtedy trudniej było się dostać, ale do Kanady i Australii po kilku miesiącach praktycznie mogli jechać wszyscy chętni. W Niemczech wystarczyło nieraz pokazać przy stole operacyjnym lub na sali porodowej, co się umie, aby otrzymać stałą pracę niemal natychmiast po przyjeździe. A weksel służył władzy tylko po to, by posprzątać po „uciekinierach”. Na szczęście, blankiet urzędowy polskiego weksla umarł śmiercią naturalną 1 stycznia 2007 r.
Dzisiejsza młodzież lekarska żali się, że do wyjazdu za granicę zmuszają ją nie tylko niskie wynagrodzenia, ale przede wszystkim proza dnia codziennego. Od wielu lat najmłodszym lekarzom uniemożliwiano specjalizowanie się w wymarzonej dziedzinie. Pocieszenie znajdowali niemal od ręki w nieodległej Szwecji lub Danii, gdzie to specjalizacja czekała na nich, a nie odwrotnie. Żadnej nostryfikacji dyplomu, intensywny kurs języka za darmo, rozbudowana do potęgi pomoc socjalna. Każda rodzina lekarza otrzymuje zasiłek 500 złotych na dziecko do 16. roku życia, a gdy się ono uczy, do 20. roku życia. 550 złotych za drugie dziecko i 722 zł za trzecie. Mieszkańcy Szwecji mają 480 dni urlopu rodzicielskiego. Może on zostać wykorzystany zarówno przez matkę, jak i przez ojca dziecka. Nawet bezrobotnym płaci się 320 koron szwedzkich dziennie (157 złotych). W Szwecji wysokość emerytury wynosi 64 proc. średniego wynagrodzenia.
W Danii żaden polityk nie śmiałby obrazić samotnych matek zachętą urodzenia kolejnego dziecka, by uzyskać zasiłek. Brak ojca w rodzinie duńskie prawo wynagradza matce podwójną stawką pomocy socjalnej, a także dofinansowaniem do mieszkania, przedszkola i żłobka.
Na co więc zżyma się wicepremier Gowin? Płatne studia lekarskie i konieczność odpracowania przez lekarzy kosztów nauki stworzą nierówność. Przecież wyjeżdżają ci najlepsi, a nie najmłodsi. Pojawia się pytanie, dlaczego ta zmiana nie miałaby dotyczyć innych grup zawodowych? Choćby marynarzy, którzy pływają dziś dokąd się tylko da. Niekoniecznie pod polską banderą. Im wicepremier w dyplomy Wyższej Szkoły Morskiej jakoś nie zagląda.
Płatne studia medyczne byłyby odebraniem zdolnej, acz mniej zamożnej młodzieży, ostatniej szansy na zostanie lekarzem. Naprawdę, wolałbym, aby leczył mnie wrażliwy lekarz, a nie bogaty z domu zarozumialec. Żeby dostać się na wydział lekarski, trzeba inwestować w dziecko już w szkole średniej i często pomagać mu kosztownymi korepetycjami. A to naprawdę słono kosztuje. Konia z rzędem temu, kto odpowie, w jaki sposób lekarz na rezydenturze ma spłacić pół miliona złotych z pensji, która wynosi 2,2 tys. zł miesięcznie? Gdyby nawet oddawał wszystko, co zarobi, musiałoby to trwać 19 lat.
Pomysły odpłatności za medyczne studia są bez wątpienia w polskich realiach posunięciem samobójczym. Jeśli tak się stanie, większość najzdolniejszej młodzieży, marzącej o karierze lekarskiej, po prostu wyemigruje przed studiami zamiast po nich. Studiować dziś można wszędzie. Wydziały lekarskie renomowanych uniwersytetów w Kopenhadze i Sztokholmie aż się proszą o studentów z zagranicy. Rozkapryszona młodzież skandynawska stroni od studiowania medycyny, bo uważa te studia za piekielnie trudne i pracochłonne. W Niemczech kształci się obecnie ponad 2 miliony studentów, a co dziesiąty jest obcokrajowcem.
W Anglii wszystkie studia są płatne, ale każdy może wziąć nieoprocentowany kredyt studencki, który spłaca dopiero wtedy, gdy już zarabia (9 proc. dodatkowego podatku dochodowego, co przy wysokiej kwocie wolnej nie stanowi dużego obciążenia). Zresztą zasada spłaty takiej pożyczki jest klarowna: jeżeli studia „coś ci dały” i dzięki temu dobrze zarabiasz, to spłacasz pożyczkę. Jeżeli nic ci nie dały i zarabiasz mało, to po prostu nie spłacasz! Dopiero po rozpoczęciu pracy lekarz spłaca 9 proc. z nadwyżki kwoty progowej (threshold), która dla Wielkiej Brytanii wynosi 21 tys. funtów. Jeśli lekarz zarabia np. 30 tysięcy, jego miesięczna rata liczy się od 9 tys. i wynosi zaledwie 67 funtów. Co więcej, jeśli straci pracę lub będzie korzystał z urlopu macierzyńskiego, spłata jest zawieszana. Jeśli tak ma być kiedyś w Polsce, to zgoda na płatne studia.
Tylko taki system będzie sprawiedliwy. Większość studentów medycyny pochodzi przecież z zamożniejszych rodzin. Jeżeli za studia płaci państwo, to de facto za studia dzieci z bogatych rodzin płacą rodziny ubogie, których nie stać na korepetycje czy utrzymanie syna czy córki na studiach w dużych miastach. Za studia dzieci z ubogich rodzin, których podatek jest zerowy, płacą bogaci rodzice, którzy oddają duży podatek (a przynajmniej powinni). Trudno dziś mówić, kto tak naprawdę płaci za czyje studia. Paradoksalnie, najbardziej pokrzywdzeni są rodzice osób niestudiujących, którzy płacą za studiujących.
Jarosław Gowin, wicepremier, minister nauki i szkolnictwa wyższego uważa, że lekarze powinni odpracowywać swoje studia. Miałoby to zatrzymać falę lekarskiej emigracji i zlikwidować braki wśród specjalistów. Wtóruje mu rzecznik praw pacjenta. Innego zdania jest Konstanty Radziwiłł, minister zdrowia, który nie widzi możliwości wprowadzenia takich rozwiązań. Zgodnie z polskim i europejskim prawem, na razie panuje swoboda przemieszczania się między państwami.
Wicepremier przekonuje, że możliwe byłoby wprowadzenie państwowych stypendiów, które w pełni pokrywałyby koszt studiów, jednak lekarz musiałby je odpracować. Według Gowina, szacunkowy koszt studiów lekarskich to pół miliona złotych. Gwoli ścisłości, opłaty za 12 semestrów studiów niestacjonarnych na wydziale lekarskim polskich uniwersytetów medycznych wynoszą obecnie 276 tysięcy złotych.
Dostęp do tego i wielu innych artykułów otrzymasz posiadając subskrypcję Pulsu Medycyny
- E-wydanie „Pulsu Medycyny” i „Pulsu Farmacji”
- Nieograniczony dostęp do kilku tysięcy archiwalnych artykułów
- Powiadomienia i newslettery o najważniejszych informacjach
- Papierowe wydanie „Pulsu Medycyny” (co dwa tygodnie) i dodatku „Pulsu Farmacji” (raz w miesiącu)
- E-wydanie „Pulsu Medycyny” i „Pulsu Farmacji”
- Nieograniczony dostęp do kilku tysięcy archiwalnych artykułów
- Powiadomienia i newslettery o najważniejszych informacjach