Ograniczenie intensywności terapii chorych na nowotwory jest możliwe
Ograniczenie intensywności terapii chorych na nowotwory jest możliwe
„Za 10 lat onkologia będzie zupełnie inna niż obecnie, a deeskalacja leczenia jest właściwym kierunkiem jej rozwoju” — tak podsumował jedną z sesji edukacyjnych XXII Kongresu Polskiego Towarzystwa Onkologii Klinicznej w Gdańsku prof. dr hab. n. med. Andrzej Kawecki, wicedyrektor ds. klinicznych Centrum Onkologii w Warszawie. Tytuł sesji brzmiał: „Deeskalacja intensywności leczenia — czy jest to realne?”. O odpowiedź na to pytanie poprosiliśmy jednego z panelistów, prof. dr. hab. n. med. Wojciecha Wysockiego, prezesa Polskiego Towarzystwa Chirurgii Onkologicznej.
Czy deeskalacja leczenia, o której mówiono podczas kongresu Polskiego Towarzystwa Onkologii Klinicznej, to nowy trend w onkologii?

Może teraz więcej się o tym mówi, ale tak naprawdę od dwóch-trzech dekad obserwuje się w onkologii tendencję do ograniczania zakresu lub intensywności leczenia — jednocześnie z zachowaniem pożądanej efektywności. Dotyczy to zwłaszcza radioterapii i chirurgii. W onkologii klinicznej (zastrzegam, że nie jestem w tej dziedzinie specjalistą) trend jest raczej odwrotny. Są wprawdzie obszary, gdzie deeskalacja leczenia jest obecna, jednak generalnie w onkologii klinicznej raczej się je intensyfikuje — dzięki temu, że nowoczesne leki są dużo mniej toksyczne dla pacjentów. Coraz częściej u chorych na różne nowotwory stosowane jest leczenie przedoperacyjne. Wiele danych wskazuje, że takie neoadiuwantowe leczenie będzie wartościowym sposobem postępowania również u chorych na czerniaka.
W radioterapii zmniejsza się dawki napromieniania, o czym mówił prof. Andrzej Kawecki, który skoncentrował się w swoim wystąpieniu na raku gardła. W chirurgii nie tylko ogranicza się zakres leczenia, ale też minimalizuje wskazania do niego. Wpływ na takie podejście ma wiele czynników, ale najważniejsze są rozwój i poprawa efektywności innych, nieinwazyjnych metod leczenia onkologicznego, czyli radio- i chemioterapii. Im te dwie metody są efektywniejsze, tym mniejsza jest potrzeba rozległej, okaleczającej chirurgii.
W jakich wskazaniach leczenie chirurgiczne traci na swoim znaczeniu?
Chociażby w raku piersi. W wielu przypadkach rutynowo odstępuje się od wykonania zabiegu uzupełniającej limfadenektomii (usunięcia wszystkich węzłów chłonnych), zastępując ją radioterapią lub leczeniem chemioterapeutykami. Jest też coraz więcej danych potwierdzających zasadność takiego postępowania u wybranych chorych na czerniaka, który jest nowotworem o dużo większej biologicznej agresywności niż rak piersi.
Czy to oznacza, że w przyszłości chirurdzy onkologiczni mogą okazać się nieprzydatni i będą musieli sobie szukać innej pracy?
To oznacza tylko tyle, że chirurgia ogranicza się pod względem zakresu lub wskazań do operacji, ale się nie zwija. Chirurdzy stają się coraz bardziej precyzyjni i coraz mniej muszą wycinać. Ale jednocześnie to, co wycinają, muszą bardzo precyzyjnie zidentyfikować i starannie usunąć. Nie jest tak, że radioterapia czy chemioterapia mogą zastąpić chirurgię. Dzięki rozwojowi tych dwóch dyscyplin i wczesnemu wykrywaniu nowotworów możemy operować chorych coraz mniej okaleczająco, ale nadal musimy to robić.
Czyli przez najbliższe lata chirurdzy onkologiczni nie muszą się obawiać o brak pracy?
Na pewno będą mieli co robić. Oby zresztą tych specjalistów przybywało równie szybko, jak to się dzieje w ostatnich latach, bo chirurdzy onkologiczni to dysponenci szczególnych, unikatowych kompetencji w onkologicznych zespołach wielospecjalistycznych.
Deeskalacja leczenia to na pewno korzyść dla pacjenta, który jest mniej narażony na powikłania. A dla systemu ochrony zdrowia?
Z całą pewnością, ponieważ leczenie mniej rozległe, mniej intensywne jest zwykle mniej kosztowne. Jeżeli na dodatek nie tracimy na jego skuteczności, to każdy na tym wygrywa. Dlatego sądzę, że ten kierunek zmian w onkologii jest bardzo pożądany przez systemy ubezpieczeń zdrowotnych w kraju i za granicą. Z tego też powodu warto inwestować w innowacyjne leki i leczenie. Choć początkowo jest to kosztowne, przynosi w perspektywie kilku lat bardzo znaczne oszczędności dzięki skróceniu pobytów szpitalnych, zmniejszeniu ryzyka powikłań, ograniczeniu prawdopodobieństwa nawrotu choroby i konieczności jej ponownego leczenia.
Prof. dr hab. n. med. Wojciech Wysocki jest specjalistą chirurgii ogólnej i onkologicznej, pracuje w Centrum Onkologii — Instytucie im. Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie oraz w 5. Wojskowym Szpitalu Klinicznym w Krakowie.
„Za 10 lat onkologia będzie zupełnie inna niż obecnie, a deeskalacja leczenia jest właściwym kierunkiem jej rozwoju” — tak podsumował jedną z sesji edukacyjnych XXII Kongresu Polskiego Towarzystwa Onkologii Klinicznej w Gdańsku prof. dr hab. n. med. Andrzej Kawecki, wicedyrektor ds. klinicznych Centrum Onkologii w Warszawie. Tytuł sesji brzmiał: „Deeskalacja intensywności leczenia — czy jest to realne?”. O odpowiedź na to pytanie poprosiliśmy jednego z panelistów, prof. dr. hab. n. med. Wojciecha Wysockiego, prezesa Polskiego Towarzystwa Chirurgii Onkologicznej.
Czy deeskalacja leczenia, o której mówiono podczas kongresu Polskiego Towarzystwa Onkologii Klinicznej, to nowy trend w onkologii?
Dostęp do tego i wielu innych artykułów otrzymasz posiadając subskrypcję Pulsu Medycyny
- E-wydanie „Pulsu Medycyny” i „Pulsu Farmacji”
- Nieograniczony dostęp do kilku tysięcy archiwalnych artykułów
- Powiadomienia i newslettery o najważniejszych informacjach
- Papierowe wydanie „Pulsu Medycyny” (co dwa tygodnie) i dodatku „Pulsu Farmacji” (raz w miesiącu)
- E-wydanie „Pulsu Medycyny” i „Pulsu Farmacji”
- Nieograniczony dostęp do kilku tysięcy archiwalnych artykułów
- Powiadomienia i newslettery o najważniejszych informacjach