Nikt nie chce finansować diagnostyki SARS

W ubiegłym roku, gdy pojawiło się realne zagrożenie przeniesieniem do Polski nietypowego zapalenia płuc, do Pomorskiego Centrum Chorób Zakaźnych i Gruźlicy w Gdańsku trafiły trzy osoby z objawami SARS. "Wszystkie spełniały kryteria podejrzenia choroby. Hospitalizowaliśmy tych pacjentów i wdrożyliśmy wszystkie przewidziane procedury. W momencie postawienia diagnozy wykluczającej SARS nikt do tych pacjentów już nie chciał się przyznać. Narodowy Fundusz Zdrowia nie miał tej choroby w swoim katalogu. Wojewoda, do którego zwróciliśmy się o refundację kosztów leczenia, także odmówił, bo negatywne stanowisko w tej sprawie zajęło Ministerstwo Finansów" - powiedziała Pulsowi Medycyny Krystyna Witczak-Malinowska, naczelny lekarz Pomorskiego Centrum Chorób Zakaźnych i Gruźlicy. Koszty leczenia pacjentów z podejrzeniem SARS - 150 tys. zł - szpital musiał wpisać w straty.
Podobne wątpliwości istnieją w przypadku finansowania świadczeń związanych z bioterroryzmem. W ubiegłym roku, gdy wiele mówiło się o przygotowaniach Polski na ewentualny atak bioterrorystyczny, ze środków budżetu państwa przeznaczonych na ten cel rozpoczęto tworzenie tzw. pomieszczeń o wysokim stopniu izolacji, tj. specjalnych oddziałów, do których mieli trafiać pacjenci - ofiary bioterroryzmu. Miało powstać sześć takich specjalistycznych ośrodków. Teraz nie jest jasne, kto miałby płacić za ich gotowość. Narodowy Fundusz Zdrowia odsyła do administracji rządowej, a wojewodowie do NFZ. Puls Medycyny liczy na to, że jednoznaczne stanowisko w tej sprawie zajmie Ministerstwo Zdrowia.