Niefortunne stwierdzenia, czyli dawanie alibi

Prof. Jacek Juszczyk; kierownik Katedry i Kliniki ; Chorób Zakaźnych AM ; w Poznaniu, ordynator Oddziału ; Chorób Zakaźnych ; Szpitala im. J. Strusia w Poznaniu
opublikowano: 05-02-2003, 00:00
Ten artykuł czytasz w ramach płatnej subskrypcji. Twoja prenumerata jest aktywna
Chcę podzielić się z czytelnikami Pulsu Medycyny kilkoma uwagami w związku z wywiadem z prezesem Naczelnej Rady Lekarskiej, dr. Konstantym Radziwiłłem, przeprowadzonym przez red. Ewę Szarkowską, pt. ,Zakażeń zawsze jest więcej tam, gdzie jest krucho z pieniędzmi", zamieszczonym w nr. 2 (51) z 22 stycznia - 4 lutego 2003 r.
W pełni rozumiem postawę pana prezesa wobec sytuacji, w której podejrzewa się członków korporacji zawodowej (także jestem jej członkiem na mocy obowiązującego prawa), której przewodniczy, o poważne przewinienie; jego istota sprowadza się do śmiertelnych zakażeń szpitalnych. Sprawę badają eksperci i prokuratura. Mam na nią własny pogląd, lecz mój list nie jest bezpośrednio z nią związany w rozumieniu wypowiadania konkretnych opinii ad casum.
Ponieważ od wielu lat zajmuję się publicznie tą problematyką (przewodniczyłem także Zespołowi do opracowania ministerialnego raportu na ten temat, który zapewne zaginął w szafach na ul. Miodowej), czuję się upoważniony do polemicznych uwag odnoszących się do treści wywiadu, a więc poglądów reprezentowanych przez Prezesa NRL-u. Dr Konstanty Radziwiłł słusznie stwierdza, że: ,Trzeba pamiętać, że zakażenia szpitalne były, są i będą". Ma również także rację w cytowanym już wyżej zdaniu, który autorka wywiadu uczyniła jego tytułem. Związek pomiędzy wyposażeniem szpitali a częstością zakażeń szpitalnych wydaje się oczywisty. Jednakże pan prezes zdaje się sugerować Czytelnikowi, iż jest to jedyna przyczyna występowania tychże, co już jest zupełnym nieporozumieniem.
Kontrola zakażeń szpitalnych jest jednym z elementów profesjonalnego przygotowania kadry medycznej. Całkowicie równorzędnym do innych umiejętności zawodowych. Prezes NRL-u na pewno o tym wie, ponieważ jest lekarzem, lecz sprowadza problem wyłącznie do kondycji finansowej naszych szpitali. Wyposażmy je w najbardziej nowoczesny sprzęt o wyrafinowanych możliwościach i oddajmy go w ręce kadrze nieprzygotowanej do zapobiegania infekcjom, a w oczywisty sposób odsetek zakażonych chorych nie tylko będzie wysoki, lecz być może wyższy niż w placówkach pracujących w mniej komfortowych warunkach, w których pracownicy znają metody zapobiegawcze na każdym kroku swego postępowania i niezależnie od zajmowanego stanowiska. Nowe ,maszyny" diagnostyczne i terapeutyczne same przez się nie zmniejszają częstości zakażeń. Nie czynią tego także pieniądze. Pewien wybitny amerykański lekarz-transplantolog w niedawno przeprowadzonej rozmowie z jednym z naszych wizytujących go kolegów, w pewnym momencie rozmowy zatoczył rękoma krąg po swoim obszernym gabinecie i stwierdził: ,Mamy tyle pieniędzy, że teoretycznie mógłbym banknotami dolarowymi o wysokim nominale wytapetować ten pokój; lecz i tak w moim szpitalu zakażenia szpitalne dotyczą ok. 4 proc. hospitalizowanych". Rzecz jest więc także w skali i w pewnego rodzaju drastyczności problemu.
Pan prezes nic nie wspomina o jego rozmiarach w naszym kraju, nie komentuje stopnia przygotowania kadry, lecz stwierdza, że ,bez dodatkowego finansowania systemu opieki zdrowotnej w Polsce wszystkie działania mogą mieć charakter jedynie kosmetyczny".
Jest to wyjątkowo niefortunne stwierdzenie. Kosmetyczne działania to także podstawowe zasady ochrony chorego przed infekcją szpitalną? Jest to nie tylko nieprawdziwe, lecz także krzywdzące dla wielu, którzy mimo tej mizerii potrafią udowodnić, że można realnie ograniczyć tę groźną plagę naszych szpitali w sposób obiektywnie mierzalny. Pan prezes rozbraja członków naszej korporacji, sugerując, iż wina leży wyłącznie po stronie chudego budżetu, dając niejako oficjalne alibi tym, którzy wszelkie zasady, wytyczne, procedury etc., dotyczące zakażeń szpitalnych - uważają za kolejną, administracyjną uciążliwość. Z przykrością stwierdzam, iż w ten sposób daje wolną rękę dyrektorom szpitali, którzy znajdują w jego wypowiedzi łatwe usprawiedliwienie dla ograniczenia wydatków z tym kręgiem prewencji związanych. Alarmowanie, że tak się dzieje (czynią to podobno ,samorządy i związki zawodowe lekarzy i pielęgniarek"), nie jest drogą wiodącą do poprawy sytuacji.
Tak długo, jak zakażeń szpitalnych nie będziemy powszechnie uważać także w naszej służbie zdrowia za element stałego, codziennego, nieustannego, przybierającego różne formy i postacie, groźnego dla życia, i będącego najczęstszą, polietiologiczną, infekcyjną przyczyną zgonów w Polsce, tak długo będziemy włączać wirtualne alarmy z okazji kolejnych wydarzeń, takich jak ostatnio w jednym z naszych miast wojewódzkich.
Od dawna postuluję, aby każdy specjalizujący się w zakresie nauk klinicznych miał obowiązek składania kolokwium na temat zakażeń szpitalnych, podobnie jak to jest z wiedzą na tematy transfuzjologiczne. Uważam także, że jeden z prostych elementów ograniczenia występowania zakażeń szpitalnych, mycie rąk, tak długo będzie zaniedbywany, jak długo nie będą tego robili ordynatorzy, w tym utytułowani, i to w sposób należny i zależny od konkretnej sytuacji związanej z kontaktem z pacjentem. Uważam za obowiązkowe używanie pojemników z płynami do dezynfekcji rąk, mieszczących się w kieszeni fartucha, przez każdego pracownika medycznego dotykającego pacjenta. Uważam, że nawyk ten powinien być wprowadzony do zachowań i utrwalany od pierwszego kontaktu studenta medycyny z pacjentem. Jak dotąd udało się to uczynić na mojej uczelni (i w moim oddziale) tylko dla studentów VI roku Wydziału Lekarskiego i V roku stomatologii odrabiających ćwiczenia z chorób zakaźnych. Co nie zmienia mojego przekonania, że zakaźne nie są tylko specjalistyczne oddziały i kliniki, lecz wszystkie oddziały i kliniki, niezależnie od tego, czym się zajmują.
Dwa motywy przewijają się w wielu opracowaniach na ten temat w piśmiennictwie światowym, służąc jako tytuły lub motta. Jeden z nich sprowadza się do pytania: ,Zapomniana lekcja Semmelweisa?", a drugi jest cytatem z ,Makbeta": ,Czy te ręce będą czyste?" Podany tu przykład, to tylko fragment problemu o wielkości góry lodowej. Codziennie rozbijają się o nią w naszym kraju bardzo duże i te mniejsze statki. Czasami takimi awariami zajmują się media. Tak, jak gdyby nie można było dokładnie wytyczać tras i znać położenia przeszkód w trudnej wędrówce po medycznych szlakach. Inni zrobili to dawno i czynią to wytrwale, z sukcesami i z porażkami, lecz nieustannie.
Przy okazji wywiadu z prezesem NRL-u: osobiście nie znam żadnego programu lekarskiej korporacji zawodowej, który dotyczy tematu wypowiedzi jej prezesa. Jeżeli taki istnieje, będę po prostu usatysfakcjonowany i chętnie się z nim zapoznam nie tylko jako bierny odbiorca.


Źródło: Puls Medycyny

Podpis: Prof. Jacek Juszczyk; kierownik Katedry i Kliniki ; Chorób Zakaźnych AM ; w Poznaniu, ordynator Oddziału ; Chorób Zakaźnych ; Szpitala im. J. Strusia w Poznaniu

Najważniejsze dzisiaj
× Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.