Lekarze na całym świecie codziennie zmagają się z powikłaniami, niepowodzeniami, czasem z błędami i zaniedbaniami. Kłamstwo czy zatajanie prawdy jest prostą drogą do ludzkich tragedii, morza łez i potęgowania uprzedzeń wobec personelu medycznego.
Jeszcze bardziej paskudną wadą wydaje się kunktatorstwo, asekuranctwo i zasłanianie się w praktyce lekarskiej wyrokami prawa, choćby były one najbardziej okrutne i nieludzkie.
Uważam, że lekarz powinien być człowiekiem odważnym, ofiarnym, honorowym i uczciwym. To nie są komunały ani oklepane sądy, bo każdy nowy dzień sypie jak z rękawa przykładami ich odwagi, rozwagi i poświecenia. W czasie pokoju i podczas wojen tym bardziej. Wielu lekarzy z mojego pokolenia nie ulękło się drakońskiego dekretu o stanie wojennym i udzielało pomocy osobom ściganym. Na froncie chirurdzy operowali rannych swoich i nieprzyjaciół. Ale jeżeli wrzuci się garść dziegciu do beczki, to wszystko nagle staje się dziegciem. Tu nie ma miejsca na grę pozorów, akty strzeliste i niekończące się postępowania wyjaśniające. Trudno mi zrozumieć, dlaczego prawo, które kiedyś rozpłynie się w mroku zapomnienia, dziś paraliżuje ręce niektórych lekarzy.
W ostatnim czasie furorę robi pojęcie efektu mrożącego u lekarzy, które jest dziełem mędrców strojących się w szaty współczesnych Piłatów i uchodzących za strażników naszych sumień. Kogóż ich zaklęcia mają zamrozić i wciągnąć jak gąbka z pełną siłą w polaryzację, którą nam sprytnie przemycają? Chyba właśnie lekarzy, którzy boją się skorzystać z przysługującego im prawa ratowania kobiety, ponieważ wisi nad nimi groźba innych konsekwencji prawnych, gdyby organa ścigania uznały, że ocena przesłanek lekarskich była nieprawidłowa.
Wydawałoby się, że antidotum dla tej figury retorycznej stanowi odwaga. Ale i jej nie sposób wartościować. Sądzę jednak, że warto ją odczarować, bo każdy jest odważny na swoją miarę. W danej chwili jednego stać na więcej, drugiego na mniej, a u jeszcze innego odwaga dopiero kiełkuje. Strach jest przecież rzeczą ludzką. Chociaż trzeba go odróżniać od strachliwości, paniki, fobii i histerii.
Odwaga wiąże się mocno z charakterem, który z punktu widzenia neuropsychologii kształtuje się w okresie rozwojowym, do ok.
20.-25. roku życia. Czyli również podczas studiów lekarskich. I nie chodzi tu wcale, albo tylko, o wiedzę akademicką, lecz bardziej o refleksyjność życiową, sumę doświadczeń, które pozwalają nam rozpoznać, co jest odwagą, a co nią nie jest. Warto też wspomnieć o tych, którzy czasem nie mają odwagi. Widocznie w danej chwili nie potrafią inaczej zareagować.
W naszym pięknym kraju coraz częściej mamy do czynienia z narratorem wszechwiedzącym. Zamiast rozwiązywać problemy, wzajemnie okładamy się kuksańcami. Przesłanie płynące z ostatnich lat jest następujące: słuchać i wierzyć. Słuchać, co mówią, i wierzyć na słowo, nawet jeśli to, co mówią, wydaje się mydleniem oczu. Takie myślenie nie tylko przeraża, co powala mnie na obie łopatki. Ten nieprzypadkowy tumult, zgiełk i partyjniackie komeraże, którymi jesteśmy ostatnio epatowani, to nie jest jeszcze publiczny dyskurs o tym, jak najlepiej ułożyć życie wolnym ludziom. To na razie tylko szemranie i marudzenie o ustawie i ustawkach, które mącą, nie dając niczego w zamian. Polityka zdrowotna to pięta achillesowa polskich stronnictw politycznych. Na razie groty społecznej i eksperckiej krytyki cudownie przez 30 lat omijają tę piętę.
Odwaga w zawodzie lekarza to nie tylko samodzielność w myśleniu i dojrzałość. To zdolność do krytycznej oceny swoich słabości i niedoskonałości w sztuce. Brawura i brak pokory niejednego sprowadziły na zawodowe manowce. Za to odważne jest rozsądne i dojrzałe podejmowanie decyzji — za siebie i za innych. To nie jest zawód dla tych, którzy chcą się wszystkim podobać za wszelką cenę. Bo tu miarą i ceną jest ludzkie życie. Albo nawet dwa życia — matki i dziecka. Stać nas na bezpieczeństwo i człowieczeństwo. Jedno drugiego nie wyklucza. Czas najwyższy, aby żywotne sprawy naszego życia wskoczyły na swoje właściwe miejsce.