Kaczyński jeździ po Polsce i atakuje lekarzy. "Otwieranie frontów walki zamiast pól współpracy"

  • Jacek Wykowski
opublikowano: 20-10-2022, 15:21

Służba zdrowia nie może być tak zorganizowana, żeby pewni ludzie traktowali ją jako znakomite miejsce zdobywania pieniędzy - powiedział w jednym z przemówień prezes PiS Jarosław Kaczyński. - Jeden lekarz zarabia 6 czy 7 tys., a drugi 10 razy więcej. Nie dlatego, że jeden jest wybitny, a drugi słaby. (...) To musi być zmienione - mówił w innym. Czy to "kiełbasa wyborcza", czy faktycznie partia rządząca szykuje zmiany? Co na to sami lekarze?

Ten artykuł czytasz w ramach płatnej subskrypcji. Twoja prenumerata jest aktywna
Krytykę lekarzy szef Prawa i Sprawiedliwości uprawia m.in. w kontekście szpitalnych oddziałów ratunkowych.
Krytykę lekarzy szef Prawa i Sprawiedliwości uprawia m.in. w kontekście szpitalnych oddziałów ratunkowych.
Fot. Prawo i Sprawiedliwość/Twitter
  • Prezes PiS, odbywając liczne podróże po Polsce i spotykając się z wyborcami, bardzo często porusza tematy związane z systemem ochrony zdrowia, krytykując przy tym lekarzy.
  • Na jednym ze spotkań zasugerował, wskazując na lekarzy, że szykuje się otwarcie “nowego frontu”, a zmiany mogą się tej grupie zawodowej nie spodobać.
  • W obszarze systemowym ochrony zdrowia Kaczyński krytykuje m.in. kolejki na SOR-ach, nadużywanie teleporad czy traktowanie w kategoriach biznesowych (dosłownie i w przenośni) publicznej ochrony zdrowia.
  • Bardzo negatywnie prezes PiS odnosi się także do “zmiany pokoleniowej” w Naczelnej Izbie Lekarskiej i pomysłu jej prezesa, by absolwentom tych uczelni, które nie uzyskały pozytywnej opinii Państwowej Komisji Akredytacyjnej, Izba przyznawała prawo wykonywania zawodu w ramach specjalnej procedury.
  • Słowa Kaczyńskiego szeroko komentują w sieci sami lekarze, eksperci. Oskarżają go o to, że psuje wizerunek medyków, skłóca ich ze społeczeństwem kosztem politycznych korzyści i nie jest zainteresowany realnym, konstruktywnym dialogiem.

Podczas licznych przemówień w różnych miastach Polski prezes PiS wielokrotnie poruszał i porusza tematy związane z systemem ochrony zdrowia i samymi lekarzami. To właśnie wobec tego zawodu medycznego pada ostatnio coraz więcej cierpkich słów.

Kaczyński o lekarzach: “mamy bardzo wiele frontów i trudno nam otwierać nowe”

- Nakłady wzrosły z 74 mld zł do 160 mld zł. Płace lekarzy są na przyzwoitym poziomie, bardzo wzrosły też płace pielęgniarek, a mimo wszystko ciągle są pretensje i dążenie niektórych do tego, żeby udzielać rad przez telefon, i inne kłopoty — podkreślił Kaczyński 15 października w Częstochowie. Zapowiedział, że wkrótce ma odbyć się "konferencja na temat służby zdrowia i tam będzie skonstruowany program zmian", które - jak zasugerował - mogą wiązać się z otwarciem "nowego frontu" przeciw lekarzom.

— My mamy bardzo wiele frontów i trudno nam otwierać nowe, bo środowiska lekarskie są skonsolidowane i nie ma ich kim zastąpić. My nie chcemy zaszkodzić chorym, nie jesteśmy wrogami lekarzy, ale te sprawy, o które jestem pytany, są faktem i będziemy musieli się z nimi uporać — mówił prezes PiS.

"Otwieranie frontów walki zamiast pól współpracy" - skomentował na Twitterze dr Krzysztof Bukiel z OZZL.

Do zarzutów dotyczących "rad przez telefon" udzielanych przez lekarzy odniósł się z kolei dr Michał Bulsa, prezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Szczecinie.

"Pacjentka chciałaby przedłużyć antykoncepcję. Muszą ją wołać do gabinetu? Rodzice chcieliby przedłużyć mleko dla dziecka alergika. Musi przyjść? Teleporadę można mądrze wykorzystać... widzę u Pana Prezesa coraz więcej negatywnych emocji w stosunku do medyków" - napisał w mediach społecznościowych.

Porozumienie Chirurgów "Skalpel" napisało: "Zgadnijcie, który rząd wprowadził teleporady? Podpowiadamy, że teleporadę lekarską wprowadzono nowelizacją rozporządzenia w sprawie świadczeń gwarantowanych z zakresu podstawowej opieki zdrowotnej (przepisy zaczęły obowiązywać 5 listopada 2019 r.)".

"Każda forma konsultacji jest dobra, jeśli jest dostosowana do danych potrzeb pacjenta i możliwości diagnostycznych lekarza. Pretensje wynikają z nieproporcjonalnego obciążenia pracą do proponowanych zarobków, a publicznie mówi się tylko o wyjątkach zarabiających więcej" - skomentował Zespół Kryzysowy OZZL.

Prezes PiS o wykorzystywaniu środków z NFZ na przedsięwzięcia prywatne

System ochrony zdrowia Jarosław Kaczyński krytykował już w połowie wakacji. 24 lipca, przemawiając do mieszkańców Konina, mówił, że "służba zdrowia nie może być tak zorganizowana, żeby pewni ludzie traktowali ją jako znakomite miejsce zdobywania pieniędzy", zaznaczając, że "powinna być naprawdę publiczna”.

Tłumaczył, że nie chodzi mu o wysokie płace lekarzy, "bo lekarze powinni bardzo dobrze zarabiać", ale o wykorzystywanie środków z NFZ na "przedsięwzięcia prywatne". - Nie może być tak, że szpitale dostają te pieniądze, a potem leczą prywatnie, z bardzo dużymi zyskami – mówił.

Zaznaczał, że nie ma nic przeciwko prywatnej służbie zdrowia, ale pod jednym warunkiem. - Ktoś, kto zainwestuje swoje pieniądze, za nie wybuduje albo kupi szpital, może brać od klientów pieniądze, a nie z Funduszu – mówił prezes PiS.

W jego ocenie "zwiększające się pieniądze wystarczą na dobrą służbę zdrowia" i nie może być tak, że "lekarz się zastanawia, czy pacjent może kupić lek".

- Takie narady były między lekarzami. Takich narad nie powinno być – mówił Jarosław Kaczyński, podkreślając, że "jeśli służba zdrowia będzie naprawdę publiczna, a nie będzie służyła robieniu prywatnych fortun, to tak będzie".

Kaczyński mówił też o "mankamentach naszej konstrukcji ustrojowej", podając przykład dwóch szpitali.

– W jednym z nich były płyny do mycia rąk, płyny do dezynfekcji, były maseczki, a w placówce obok nie było praktycznie nic. Co by w tej sytuacji należało zrobić? Podzielić to. (...) Tak się nie stało, bo szpitale miały różnych zarządzających. W pierwszym szpitalu, w którym był nadmiar, płyny i maseczki szybko zniknęły, bo po prostu wynoszono je dla znajomych, dla rodziny, a zdarzały się pewnie i przypadki przehandlowania – opowiadał Kaczyński.

- Tutaj trzeba też złamać pewne bardzo wpływowe grupy, które chcą traktować służbę zdrowia jako biznes - powiedział z kolei 24 września we Wrocławiu, dodając, że "służba zdrowia nie jest biznesem, a praca lekarza powinna być bardzo dobrze wynagradzana, ale to nie jest jednak biznes, to jest służba, to jest posłannictwo".

Zarobki lekarzy kontra "każą siedzieć kilka godzin na zydlu"

Krytykę lekarzy szef Prawa i Sprawiedliwości uprawia m.in. w kontekście szpitalnych oddziałów ratunkowych. 4 września do mieszkańców Stalowej Woli mówił:

– Znam ludzi, którzy z ciężką chorobą na szpitalnym oddziale ratunkowym czekali na pomoc 17 godzin. I nawet nie mogli leżeć, tylko musieli siedzieć, mając 40 stopni Celsjusza gorączki i sepsę. Bóg sprawił, że wyszli z tego żywi – zaznaczył Kaczyński, dodając, że „takich przykładów jest dużo” i że "trzeba to zmienić, to jest naprawdę nasze wielkie zadanie".

Z kolei 12 października w Stargardzie Szczecińskim podkreślał:

- Poszczególni lekarze, nie jacyś wybitni specjaliści, otrzymują kontrakty po 70 tys. zł, a teraz dostaną nawet po 120 tys. zł. A jak ktoś przyjedzie na SOR z sepsą i 40 stopniami gorączki, to mu każą siedzieć kilka godzin na zydlu.

— Znam takiego człowieka. Jeden lekarz zarabia 6 czy 7 tys., a drugi 10 razy więcej. Nie dlatego, że jeden jest wybitny, a drugi słaby. To zależy od innych okoliczności. To musi być zmienione. Chcemy dawać jeszcze więcej pieniędzy, w 2024 r. chcemy przekroczyć 7 proc. PKB. W przyszłym roku będzie 6 proc., o czym marzył prof. Religa. Ale pieniędzmi tego nie zasypiemy. Organizacja nie jest taka, jak być powinna i musimy to zmienić — przekonywał szef PiS.

PRZECZYTAJ TAKŻE: Szef NIL oburzony słowami prezesa PiS o lekarzach. Domaga się konkretów

Do optyki Jarosława Kaczyńskiego w kwestii zarobków lekarzy odniósł się m.in. Krzysztof Bukiel, który publicznie zadeklarował, że zgadza się na zmniejszenie wynagrodzenia w szpitalu w Stargardzie, w którym pracuje od 35 lat, do 60 tys. zł, a nawet do 30 tys. zł miesięcznie. "Na 20 tys. też się zgodzę" - dodał. W innym wpisie w mediach społecznościowych Bukiel ocenił, że to już otwarta wojna prezesa PiS z lekarzami, a rządzący - jego zdaniem - szukają winnych za swoje niepowodzenia w naprawianiu publicznej ochrony zdrowia zamiast zastanowić się, co sami robią źle.

Z kolei Onet zacytował anonimową lekarkę, która mówi, że "o takiej pensji, jak te wymienione 70 tys., już nie wspominając o 120 tysiącach, mogłaby co najwyżej pomarzyć“. "Podstawowego wynagrodzenia z etatu mam nieco ponad 8 tys. zł. Natomiast jak mam naprawdę dobry miesiąc, to jestem w stanie wyciągnąć z dyżurów na SOR jakieś dodatkowe 30 tys. zł" - czytamy. Zdaniem lekarki takie zarobki trzeba jednak okupić ciężką pracą i rezygnacją z wolnych weekendów.

Kaczyński o korporacyjności w samorządzie lekarskim

W Częstochowie prezes PiS mówił jeszcze o "łamaniu korporacyjności" w samorządzie lekarskim. Jak tłumaczył, obecnie "kierownictwo izby lekarskiej (chodzi o NIL - red.) nie składa się z profesorów". - Kiedyś ściśle z izbą współpracowaliśmy, z ludźmi bardzo różnych poglądów, ale niewątpliwie bardzo dobrymi lekarzami. Dzisiaj zwyciężyli tam młodzi ludzie, którzy może kiedyś będą dobrymi lekarzami. Ale to jest taki zawód, którego trzeba się długo uczyć - zaznaczał.

Zarzucił NIL-owi, że forsuje rozwiązanie, które ma "ograniczyć ilość osób będących w stanie świadczyć usługi medyczne, aby uzyskiwać większe korzyści finansowe". - To jest niemoralne. Szczególnie u lekarzy - mówił.

Kaczyńskiemu chodziło o pomysł prezesa Naczelnej Rady Lekarskiej Łukasza Jankowskiego, by absolwentom tych uczelni, które nie uzyskały pozytywnej opinii w wyniku postępowania akredytacyjnego Państwowej Komisji Akredytacyjnej, Izba przyznawała prawo wykonywania zawodu w ramach specjalnej procedury.

Przypomnijmy. Kierunki lekarskie mogą obecnie prowadzić już nie tylko uczelnie medyczne, ale też niemedyczne, w tym prywatne.

— Jest w Polsce wiele postaw, które niełatwo zrozumieć, a jeszcze trudniej zaakceptować. Np. gdy mówi się studentom medycyny, że skoro chcą studiować za darmo i mają do tego prawo, to powinni mieć zobowiązanie do pracy w Polsce przez ileś lat, odpowiadają: "nie chcemy być niewolnikami". To nie jest niewolnictwo, nikt nie ma przymusu być lekarzem, a jak chce studiować i nie mieć zobowiązań, to niech te 1,5 mln zł za studia zapłaci — przekonywał prezes Kaczyński.

PRZECZYTAJ TAKŻE: W Polsce będzie za dużo studentów medycyny? Minister zdrowia: to głos bojących się konkurencji

"Podana przez Kaczyńskiego kwota jest kilkakrotnie przesadzona. Szacuje się, że rok kształcenia lekarza to ok. 35 tys. zł, a cały proces trwa dziesięć lat - do czasu uzyskania specjalizacji. W tym roku płatne studia medyczne rozpoczęło ok. 1,7 tys. osób, ponad 8 tys. miejsc dostępnych było na studiach dziennych finansowanych przez państwo"" - czytamy w Gazecie Wyborczej.

– Czy nie lepiej byłoby - zamiast "otwierać nowy front walki" z lekarzami, porozumieć się z nimi, rozmawiając wcześniej? Dlaczego prezes PiS odrzucił wniosek OZZL o spotkanie? Boi się argumentów merytorycznych? Dlaczego minister zdrowia nie chce rozmawiać? Boi się? - konstatuje Bukiel.

PRZECZYTAJ TAKŻE: Rulkiewicz: partnerstwo publiczno-prywatne w ochronie zdrowia nie istnieje [WYWIAD]

Źródło: Puls Medycyny

Najważniejsze dzisiaj
× Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.