Jak odrobić dług zdrowotny w kardiologii? Eksperci: podstawa to profilaktyka i opieka koordynowana
Gdy wirus SARS-CoV-2 był w ofensywie, większość szpitali przyjmowała w pierwszej kolejności pacjentów z COVID-19. Siłą rzeczy brakowało miejsc dla innych chorych, w tym kardiologicznych. Kolejki narastały, pandemia pogłębiła dług zdrowotny. Jak sobie z tym poradzić? — pytamy ekspertów, którzy wzięli dział w debacie kardiologicznej, zorganizowanej w ramach konferencji “Polityka lekowa”.


Pandemia pogłębiła dług zdrowotny w kardiologii. Próbujemy temu zaradzić. Jakie są priorytety? Konieczne jest przyspieszenie diagnostyki, postawienie na opiekę ambulatoryjną, zintensyfikowanie współpracy z lekarzami POZ. Rozwiązań i propozycji jest dużo, ważne, żeby zaczęły funkcjonować. Pokładamy nadzieję w Narodowym Programie Leczenia Chorób Układu Krążenia, który miał wystartować w tym roku, ale choć 2022 powoli dobiega końca, pogram jeszcze nie ruszył. Może wkrótce się to zmieni.
Filarem opieki nad pacjentami kardiologicznymi powinna być opieka koordynowana. Jak jest ona skuteczna, pokazał program KOS-zawał. Dziś ratujemy pacjentów w stanach ostrych, pomagamy im, gdy mają zawał serca czy udar mózgu. Po takich incydentach chory powinien zostać objęty opieką koordynowaną, mieć zapewnioną prewencję wtórną. Bez kontroli czynników ryzyka sercowo-naczyniowego, takich jak nadciśnienie, zaburzenia lipidowe czy węglowodanowe, jest tylko kwestią czasu, że chory do nas wróci w jeszcze poważniejszym stanie.
A jeżeli pacjent ma ustalone wizyty, podczas których ma mierzone ciśnienie, wykonany lipidogram, sprawdzony poziom cukru, jest zważony oraz jest reakcja na ewentualne nieprawidłowości, wtedy mamy szansę być skuteczni nie tylko na krótszą, ale przede wszystkim na dłuższą metę.
Na koniec chciałbym powiedzieć o potrzebie edukacji zdrowotnej społeczeństwa. Instytucje, które powinny za nią odpowiadać i ją organizować, to Ministerstwo Zdrowia i NFZ. Dlaczego? Bo żeby to dobrze i skutecznie przeprowadzić, potrzebne są kampanie społeczne zakrojone na szeroką skalę i systematycznie powtarzane. Oddolne inicjatywy w tym zakresie są ważne, ale nie wystarczą.

W leczeniu schorzeń kardiologicznych mamy dostępne efektywne, skuteczne terapie. Postęp dokonał się m.in. w leczeniu zaburzeń lipidowych czy otyłości. Problemem jest jednak inercja terapeutyczna, powodująca konieczność ciągłej edukacji lekarzy. To ważne, bo wciąż mamy grupę lekarzy zajmujących się zaburzeniami lipidowymi, którzy nie wierzą w statyny, mimo twardych i licznych dowodów naukowych, czy konieczność ich stosowania w odpowiednio dużych dawkach. W Internecie mamy osiem razy więcej fake newsów na temat statyn, niż informacji mówiących o tym, że są to leki przedłużające życie.
Kolejne wyzwanie to adherencja. Musimy mieć wyedukowanego pacjenta, który będzie chciał się leczyć. Wiemy, że potrójna terapia hipolipemizująca może obniżyć LDL-C aż o 85 proc., dzięki czemu jesteśmy w stanie osiągnąć cel terapeutyczny u 98 proc. pacjentów. Tymczasem udaje się to tylko u 18 proc. chorych z zaburzeniami lipidowymi. Dlatego kluczowa jest edukacja. Nie pamiętam, ile już lat walczę o to, by do szkól wszedł nowy przedmiot: wiedza o zdrowiu. Gdyby tak się stało, młody człowiek wiedziałby, że raz w roku powinien mieć oznaczony LDL-C, (i nie tylko, bo także ciśnienie krwi czy stężenie glukozy), powiedziałby o tym rodzicom, dziadkom.
Od dawna, wraz z prof. Małgorzatą Myśliwiec, zabiegam też, by w bilansie dziecka był oznaczany profil lipidowy. Wiemy, że hipercholesterolemia rodzinna (FH) to choroba ponad 150 tys. Polaków, a my mamy zdiagnozowanych raptem 6 tys. chorych. Osoba z FH ma w wieku 20-40 lat 100 razy większe ryzyko choroby niedokrwiennej serca niż rówieśnik bez tego obciążenia. A dziś średni wiek, w którym stawiana jest diagnoza, to ok. 50 lat. To dużo za późno, bo wówczas pacjent z tą chorobą ma już miażdżycę w wielu łożyskach naczyniowych.
Podsumowując, bez skutecznej edukacji, bez powszechnej wiedzy wśród Polaków o czynnikach ryzykach chorób serca i naczyń, nawet najskuteczniejsze terapie, najlepsi lekarze będą bezradni.

Za 48 proc. zgonów Polaków odpowiadają choroby sercowo-naczyniowe. Prowadzą do nich przede wszystkim cztery główne czynniki ryzyka: nadciśnienie tętnicze, zaburzenia lipidowe, hiperglikemia i otyłość. Gdyby czynniki te były kontrolowane, to zdecydowanej większości powikłań udałoby się uniknąć lub istotnie odsunąć je w czasie. Dodatkowo jesteśmy populacją starzejącą się, a styl życia Polaków pozostawia wiele do życzenia.
I choć mamy bardzo dostępne środki zapobiegawcze, takie jak leki hipolipemizujące, hipoglikemizujące i hipotensyjne, nie korzystamy z ich potencjału, a co za tym idzie nie kontrolujemy czynników ryzyka. Nowoczesne terapie są ważne, ale dopóki stosowanie wymienionych wyżej leków nie stanie się powszechne, dopóki nie będą one stosowane w odpowiednio wysokich dawkach, dopóty niemal co drugi Polak będzie umierał z powodu chorób serca i naczyń.
Kluczowe jest także korzystanie z potencjału badań profilaktycznych. Przynajmniej raz w roku każdy z nas musi zmierzyć ciśnienie tętnicze. Ta systematyczność jest bardzo ważna, bo ciśnienie się zmienia, rośnie w ciągu całego życia i fakt, że ostatni pomiar, wykonany np. rok czy dwa lata temu, był dobry, nie gwarantuje, że tak jest nadal. Co więcej, nierzadko mamy pacjentów, którzy przyznają, że nie mierzyli ciśnienia przez 10 lat.
Coraz bardziej przenosimy ocenę ciśnienia poza gabinety lekarskie. Dlaczego? Bo wiemy, że pomiar wykonany w domu, szczególnie gdy jest powtarzany, będzie bardziej miarodajny. Za tym idzie edukacja chorych, by wiedzieli, że o ile wartości 140/90 mm Hg są prawidłowe w gabinecie lekarskim, to CT powyżej 130/80 mm Hg w pomiarze domowym wymaga reakcji. W takiej sytuacji nie należy czekać, aż ciśnienie wzrośnie jeszcze bardziej.
Profilaktyka, to oczywiście, podstawa, ale za nią muszą iść konkretne działania. Jeżeli badania profilaktyczne pokażą odchylenia od normy, należy ustalić przyczynę takiego stanu. Pacjent nie może zostać sam z wynikiem, bo wtedy żadna profilaktyka nie będzie miała sensu. Jeżeli wyodrębnimy chorych czy to z podwyższonym ciśnieniem, czy z zaburzeniami lipidowymi, musimy zapewnić im dalsza opiekę, leczenie. Doskonale pokazał to program opieki koordynowanej dla pacjentów po zawale. Chorzy, którzy po ostrym zespole wieńcowym trafili do programu KOS-zawał mieli lepsze rokowanie. Bo nie zostali sami w systemie ochrony zdrowia, mieli zapewnioną rehabilitację kardiologiczną, wizyty kontrolne. To procentuje.

Mówiąc o kondycji kardiologii w Polsce, należy zwrócić uwagę na dobre zdarzenia, które miały miejsce w ostatnim czasie. Przede wszystkim powstała Krajowa Sieć Kardiologiczna, która lada dzień powinna być rozszerzana o kolejne sześć województw. Ma wystartować także Narodowy Program Chorób Układu Krążenia na lata 2022-2032, który stanowi odpowiedź na obecny i prognozowany wzrost zachorowań na te choroby oraz wynikające z tego skutki w postaci wysokiej umieralności. Środowiska pacjenckie liczą przede wszystkim, że za sprawą tego programu poprawi się dostęp do diagnostyki i leczenia schorzeń serca i naczyń.
Aby tak się stało, konieczne jest bardziej równomierne rozłożenie opieki nad pacjentami kardiologicznymi pomiędzy szpitale, ambulatoryjną opiekę specjalistyczną i przede wszystkim podstawową opiekę zdrowotną. Stabilni, dobrze zdiagnozowani pacjenci, mający odpowiednio dobraną, personalizowaną farmakoterapię, ale także prawidłowo wyedukowani pod kątem swojej choroby, powinni kontynuować opiekę nie w AOS, ale w przychodniach lekarzy rodzinnych. W tym kierunku ma iść opieka koordynowana. To pozwoli na oszczędności w budżecie, ale też skróci kolejki do specjalistów.
Dla pacjentów równie ważne jest także korzystanie z leczenia zgodnego z europejskimi, międzynarodowymi wytycznymi towarzystw naukowych. By to było możliwe, klinicyści w Polsce muszą mieć dostęp do nowoczesnych terapii, technologii medycznych, jak również zdalnego nadzoru nad pacjentem czy telerehabilitacji. Nie tylko w codziennym życiu, ale także w medycynie idziemy w stronę cyfryzacji. To kierunek, który powinniśmy obrać, aby maksymalnie odciążyć bardzo obciążoną ochronę zdrowia w Polsce.

W dyskusji o kondycji polskiej kardiologii trzeba jasno powiedzieć, że problemem są także braki w świadomości pacjentów odnośnie do chorób sercowo-naczyniowych. Nie wynika to z niechęci do zdobycia wiedzy przez nich samych, ale z braku szerokiego dostępu do dobrych merytorycznie i rzetelnych, ale przystępnie napisanych czy zrealizowanych materiałów edukacyjnych. Czasem dziwimy się, dlaczego ludzie dają wiarę fake newsom. Odpowiedź jest prosta: bo zachowując pozory fachowości, są przekazywane prostym językiem, który każdy jest w stanie zrozumieć. Dajmy pacjentom oraz ich bliskim dostęp do materiałów, które będą w stanie zrozumieć i przekazać innym.
Niedawno przeprowadziłem ankietę wśród pacjentów, w której pytałem, co najbardziej utrudnia im codzienne życie z chorobą. Najczęściej wskazywano na trudności w dostępie do lekarzy i świadczeń, ale na drugim miejscu był brak rzetelnych informacji o chorobie, z którą się zmagają.
Jak to zmienić? Jednym ze sposobów są kampanie informacyjne skierowane do pacjentów. Nasze stowarzyszenie zorganizowało akcję pod hasłem „Zmierz i kontroluj swoje ciśnienie tętnicze”. Do końca 2022 r. we wszystkich środkach transportu publicznego, organizowanego i nadzorowanego przez Zarząd Transportu Miejskiego w Warszawie, wyświetlany jest krótki materiał wideo. Zawiera m.in. informacje o nowych prawidłowych wartościach ciśnienia tętniczego, które obowiązują od września oraz o tym, że warto mierzyć i kontrolować ciśnienie tętnicze. Jeżeli dzięki tej akcji ktoś zacznie mierzyć ciśnienie, leczyć się i choć jedna osoba uniknie udaru czy zawału, możemy uznać to za wielki sukces kampanii. A im więcej takich inicjatyw, tym więcej wiedzy przekażemy chorym i ich bliskim.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Szef MZ: chcemy jak największej liczbie Polaków zapewnić koordynowaną pomoc kardiologiczną
Źródło: Puls Medycyny
Podpis: Oprac. Ewa Kurzyńska