Ekspert: poluzowanie zakazu reklamy aptek jest wbrew etyce farmaceutów

  • Marlena Kręcioch
opublikowano: 26-05-2023, 08:00

Zakaz musi pozostać szczelny, gdyż reklamowanie aptek generuje zwiększenie sprzedaży wszystkiego, czym one obracają. Ale czy w naszym wspólnym interesie jest generowanie sprzedaży leków narkotycznych, psychotropowych, antybiotyków? To oczywiste, że nie — mówi Mariusz Politowicz, farmaceuta, członek Naczelnej Rady Aptekarskiej w rozmowie o realiach systemowych i finansowych, w jakich funkcjonują obecnie polskie apteki.

Ten artykuł czytasz w ramach płatnej subskrypcji. Twoja prenumerata jest aktywna
Fot. Adobe Stock

Wywiad pochodzi z najnowszego e-wydania “Pulsu Farmacji”. Zachęcamy do lektury całości numeru dostępnego, po weryfikacji numeru PWZ, tutaj.

Jak wygląda kondycja finansowa polskich aptek?

Według mnie, wygląda ona bardzo źle. Co więcej, będzie się pogarszała, jeśli nie zostaną dokonane różnego rodzaju zmiany w prawodawstwie dotyczącym aptek. Jednym z takich działań jest podwyższenie marż aptecznych. Problem nieracjonalnie kształtowanych marż na leki refundowane jest widoczny i dokuczliwy dla wszystkich prowadzących apteki. Z punktu widzenia społeczeństwa, ale też ustawodawcy, obrót lekami refundowanymi stanowi podstawową część naszej pracy. W każdej aptece w Polsce odpłatność za ten sam lek refundowany jest identyczna — wprowadziła to w 2012 r. ustawa refundacyjna. Zawdzięczamy jej wiele dobrego, gdyż zakończyła epokę pewnego rodzaju patologii: kuszenia pacjentów zniżkami, lekami za 1 grosz albo patelnią w nagrodę za realizację recept refundowanych w danej placówce. Ale z drugiej strony, niemożliwe jest, aby zawarte w niej regulacje dotyczące marż funkcjonowały dobrze po tak długim czasie. Marża (poprawnie: narzut) jest pochodną urzędowego tzw. limitu ceny, a nie wartości ekonomicznej, czyli hurtowej ceny leku. Oznacza to, że zysk apteki jest identyczny dla każdego z odpowiedników kosztujących np. 50, 100 lub 300 zł. Zjawisko niespotykane w świecie.

Czy ważna dla pana jest dbałość o to, by zakaz reklamy aptek był podtrzymywany?

Ten zakaz musi pozostać szczelny, gdyż reklamowanie aptek generuje zwiększenie sprzedaży wszystkiego, czym one obracają. Ale czy w naszym wspólnym interesie jest generowanie sprzedaży leków narkotycznych, psychotropowych, antybiotyków? To oczywiste, że nie. Poprzednie patologie dyskredytowały farmaceutów i apteki. W oczach pacjentów, z miejsc opieki zdrowotnej stały się sklepami z lekami, a farmaceuci zwykłymi sprzedawcami. Poluzowanie zakazu reklamy jest wbrew etyce farmaceutów, którzy mają stać na straży bezpieczeństwa lekowego pacjentów. Pacjenci potrzebują leków wysokiej jakości, dobrze przechowywanych. Tymczasem codziennie spotykamy się z lekami w sklepach ogólnodostępnych czy kioskach, gdzie choćby warunki ich przechowywania są wątpliwe. Należy zwrócić też uwagę, aby obrót lekami nie był wykonywany przez przypadkowe osoby, ale przez zawodowców. Wówczas jest on bezpieczniejszy niż wtedy, gdy operuje nim ktoś, dla kogo jest to wyłącznie czysty zysk. Oczywiście, farmaceuci nie pracują dla samej idei. Niemniej jednak normy etyczne, które są im wpajane na studiach i w procesie pracy zawodowej powodują, że farmaceuta nigdy nie traci z pola widzenia tego, co jest najważniejsze, czyli bezpieczeństwa pacjenta.

Wróćmy do tematu marż. Czy, pana zdaniem, ich wzrost to wystarczające rozwiązanie, żeby poprawić kondycję finansową aptek?

Każda firma ma przychody i koszty. Czysty zysk, wynikający z różnicy między nimi, jest czymś, co powoduje, że możemy mówić o opłacalności dowolnego biznesu. Ale też opłacalność zawsze będzie zmniejszana przez to, że przedsiębiorca musi ponosić pewnego rodzaju inwestycje.

O ile w przypadku innych biznesów te inwestycje są pochodną np. zmian w otaczającym świecie, tak w przypadku aptek inwestycje wynikają przede wszystkim z przepisów narzucanych przez resort zdrowia. Te przepisy zawsze będą uzasadniane tym, że MZ chce wzmocnić bezpieczeństwo obrotu lekiem, a więc bezpieczeństwo pacjentów. Brzmi dobrze, ale tak naprawdę często prowadzi to do absurdów. Mam na myśli np. pomysł, że każda apteka musi mieć system monitorowania temperatury i wilgotności we wszystkich pomieszczeniach, w których są produkowane lub przechowywane leki. Podkreślę, że przepis nie mówi o tym, że w pomieszczeniach aptecznych ma być prawidłowa temperatura i wilgotność. Mówi, że mają być tam urządzenia do pomiaru tych parametrów. Co irytujące, bo jaskrawo pokazuje nierówne traktowanie aptek — kioski, sklepy, stacje paliw, a nawet np. dyżurki lekarskie i sale chorych w szpitalach nie muszą spełniać tak wyśrubowanych wymagań.

Warto podkreślić, że charakterystyki produktu leczniczego nie zawierają norm wilgotności, a więc pomysł MZ jest nadmierny, gdyż nie zawiera poprawnego punktu odniesienia. Przypomnę, że leki w większości są w opakowaniach hermetycznych. Apteki nie są z gumy. Często nie ma w nich miejsca na dodatkowe wyposażenie. A jeśli jest, wymaga to niewspółmiernie wysokich kosztów modernizacji.

Apteki nie mają pieniędzy na zaproponowane nieracjonalne zmiany właśnie dlatego, że inne koszty są zbyt duże, a marże maleją. Obecnie dochodzi do paradoksu, że pacjent potrafi płacić nawet kilka tysięcy złotych za leki refundowane, natomiast zysk apteki, czyli właśnie marża, jest śladowy. Aktualny algorytm powoduje, że zniżka spada mocniej niż cena leku refundowanego. Czyli pomimo obniżki ceny, pacjent z dnia na dzień płaci więcej. Jest to irytujące dla pacjenta, ale też dla farmaceutów, bo to do nas pacjent ma pretensje za przepisy wdrażane przez ministerstwo.

Nawet jeżeli marże wzrosną, to z dotychczasowych wypowiedzi ministerialnych wynika, że ten wzrost będzie na niskim poziomie. Co więcej, z wyliczeń, których właścicielem jest NRA, wynika, że pomimo zapowiedzi wzrostu marż, tak naprawdę odczujemy ich obniżki.

Kolejny kontrowersyjny temat dla przedstawicieli branży to dyżury aptek.

Dyżury to problem nierozwiązany od kilkudziesięciu lat, czyli od momentu likwidacji „Cefarmów” — firm, które w czasach PRL-u zarządzały aptekami. Wówczas apteki były państwowe, a farmaceuci oprócz pensji dostawali też dodatki za dyżury nocne lub świąteczne. Z chwilą prywatyzacji apteki stały się niezależnymi firmami, ponoszącymi koszty dyżurów. Dyżurowanie zaczęło przegrywać z okolicznościami i warunkami ekonomicznymi, gdyż nie jest opłacalne. Dzieje się tak, ponieważ apteki nocami są odwiedzane przez niewielu pacjentów, a pracującym trzeba przecież zapłacić.

Przypomnę, że najnowszy projekt nowelizacji art. 94 Prawa farmaceutycznego przewiduje odejście od przymusu dyżurów całonocnych na rzecz 2 godzin pomiędzy 19 a 23 od poniedziałku do soboty oraz 4 godzin pomiędzy 10 a 18 w niedziele, święta oraz inne dni wolne od pracy. Grafik ustali zarząd powiatu, wybierając spośród chętnych te apteki, które spełnią m.in. odpowiednie warunki zaopatrzeniowe oraz oraz posiadają odpowiednią liczbę farmaceutów. Jak podano w uzasadnieniu, odchodzi się od przymusu na rzecz dobrowolności. WIF nie będzie opiniował powyższych warunków. Zatem wyspecjalizowany organ państwa został odcięty od oceny i wpływu na kształt przepisów oraz decyzji tworzonych przez niewyspecjalizowanych przedstawicieli powiatu. Został też pozbawiony współodpowiedzialności.

Prawo w medycynie
Newsletter przygotowywany przez radcę prawnego specjalizującego się w zagadnieniach prawa medycznego
ZAPISZ MNIE
×
Prawo w medycynie
Wysyłany raz w miesiącu
Newsletter przygotowywany przez radcę prawnego specjalizującego się w zagadnieniach prawa medycznego
ZAPISZ MNIE
Administratorem Twoich danych jest Bonnier Healthcare Polska.

Oceny dokona powiat. Kto dokładnie? Nie wiadomo. Na dodatek zaproponowano, że jeśli nie zgłosi się wystarczająca liczba aptek chętnych do dyżurów, powiat będzie mógł wyznaczyć jedną lub więcej, aby też dyżurowały. I nie będzie musiał płacić za ich pracę. Ponadto, rada powiatu nie będzie odpowiadała za negatywne skutki dyżurów, np. pomyłki lub rozstrój zdrowia z przemęczenia. Albo za bankructwo, gdyby apteka zatrudniająca jednego farmaceutę musiała być czynna w nocy, a z konieczności nieczynna w dzień.

Co więcej, są powiaty w których dyżury są kształtowane w systemie tygodniowym, czyli apteka jest zmuszona do pracy 24/7. Jeśli nie jest w stanie tego zrobić, może zostać złożone w tej sprawie doniesienie do prokuratury oraz wniosek o cofnięcie zezwolenia. Proszę się postawić w sytuacji takiego farmaceuty (a przede wszystkim farmaceutki, bo zawód jest w 83 proc. sfeminizowany). Taka sytuacja odbiera chęci do pracy. Według mnie, to przejaw złośliwości i niewdzięczności ze strony powiatów. To jest właśnie podziękowanie państwa — bo przedstawiciele powiatów to przecież przedstawiciele państwa.

Czy restrykcyjne kary mają wpływ na to, że coraz mniej absolwentów farmacji chce pracować w aptekach?

Oczywiście. Co więcej, znam też przypadki farmaceutów, którzy odeszli od zawodu i pracują w zupełnie innych branżach. Odeszli, bo mieli dość wymagań niefarmaceutycznego szefa, straszenia karami i irracjonalnych wymogów. Bycie farmaceutą w Polsce jest ryzykowne. A za pracę nie ma ani podziękowania, ani godnej zapłaty.

Ostatnio dużo mówi się o spadku liczby aptek w Polsce. Zdaniem części środowiska, jednym z głównych powodów tego zjawiska są zapisy Apteki dla Aptekarza. Jak się pan do tego odniesie?

Kompletnie się z tym nie zgadzam. Istnienie dowolnej firmy zależy od tego, czy jest ona zyskowna. Brak możliwości otwarcia nowej apteki nie jest przyczyną upadania dotychczasowej. Jeżeli dotychczasowa upada, to znaczy, że nie zarobiła na swoje funkcjonowanie. Wiele razy zdarzało się, że nowa apteka była otwierana w pobliżu dotychczas istniejącej tylko i wyłącznie po to, żeby „wyciąć ją z rynku”. Potem ceny wracały do poziomu wyjściowego, ale tej pierwotnej apteki już nie było.

Brak możliwości otwierania nowych aptek, zwłaszcza przez osoby, które nie są farmaceutami, w żaden sposób nie ma wpływu na sytuację ekonomiczną dotychczas istniejących. Ona jest słaba. Liczba aptek maleje dlatego, że dochodowość ich prowadzenia jest niewielka. Zarazem ta liczba jest niewielka, czyli nie wpływa na dostępność Polaków do aptek.

Czy odczuwalna jest konkurencja między aptekami sieciowymi, internetowymi, a tymi indywidualnymi? Mam na myśli np. pozyskiwanie pacjentów czy dostęp do towaru.

Oczywiście, że tak. Pomimo obowiązywania AdA, wiele aptek sieciowych się konsolidowało, świadomie łamiąc przepisy o zakazie prowadzenia aptek przez osoby, które nie są farmaceutami. Ich właściciele wychodzili z założenia, że skoro przepis mówi, że pewne warunki dotyczące otwierania aptek należy spełniać w momencie otwierania, to już po otwarciu taka reguła nie obowiązuje, czyli np. można sprzedać udziały w aptece komuś, kto nie jest farnaceutą. Niedawno Naczelny Sąd Administracyjny orzekł, że tego typu sytuacje nie mogą mieć miejsca i firmy nie mają prawa do przejmowania aptek w omawiany sposób. Ale pewną ich liczbę już przejęły. Dodajmy do tego, że są dofinansowywane, bo często należą do międzynarodowych funduszy inwestycyjnych, obracających miliardami dolarów. Zatem stać je na konsolidację, dumping oraz przechwytywanie leków deficytowych.

Dla przykładu: moja apteka nie dostaje popularnego leku stosowanego głównie w leczeniu otyłości, natomiast w aptece sieciowej ten lek jest. Jak to możliwe, że ja nie dostaję danego leku od czerwca ubiegłego roku, a tam jest dzień w dzień, o czym mówią mi pacjenci? To są sytuacje powszechne w całej Polsce. Sieciówki zarabiają duże pieniądze, bo mają leki deficytowe, a więc przyciągają również pacjentów z receptami na inne leki. W takim wypadku małe apteki są pozbawiane pacjentów, przez co ich sytuacja jest trudniejsza. Powstaje pytanie, komu zależy na utrzymaniu nierówności w dostępie do leków? W czym jest gorszy pacjent z małej miejscowości lub wioski, że po leki musi jeździć do sieciówek w większych miastach, zamiast kupić je w aptece obok swego domu?

Czy wprowadzenie świadczeń opieki farmaceutycznej mogłoby poprawić sytuację aptek?

Po części tak. Jak udowodniono w zakresie pilotażu opieki farmaceutycznej, opieka farmaceutyczna wszystkim się opłaca. Są jednak rzeczy, które będą sprawiały trudności. Jedną z nich jest prowadzenie dokumentacji w formie papierowej. Zajmuje to mnóstwo czasu. W mojej opinii, należałoby uprościć ten system. Opracowanie przeglądu lekowego to w tych warunkach nawet 1,5 godziny. W aptece statystycznie pracuje zaledwie 2 farmaceutów. Jeżeli jeden z nich będzie się przez ten czas zajmował pacjentem, robiąc mu przegląd lekowy, zapewne zarobi dla apteki mniej niż gdyby prowadził sprzedaż.

Aby opieka farmaceutyczna była przydatna i dochodowa, należy zwrócić uwagę na odpowiednią, rzetelną wycenę świadczenia. W przeciwnym razie usługi opieki farmaceutyczne mogą być dla aptekarzy zwyczajnie nieopłacalne i fizycznie niewykonalne.

PRZECZYTAJ TAKŻE: Prezes ZAPPA: farmaceuci czekają na spełnienie obietnic i uszczelnienie AdA

Źródło: Puls Medycyny

Najważniejsze dzisiaj
× Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.