Dyr. Friediger o zamykaniu oddziałów szpitalnych: w najgorszej sytuacji pediatria i interna

opublikowano: 19-07-2021, 09:02

Nie dziwię się, że obecnie nie ma chętnych do pracy w oddziałach szpitalnych. A założenie, że zza wschodniej granicy przybędzie taka liczba lekarzy, która pozwoli uzupełnić nasze niedobory kadrowe, jest fałszywe - mówi portalowi pulsmedycyny.pl dyrektor Jerzy Friediger.

Ten artykuł czytasz w ramach płatnej subskrypcji. Twoja prenumerata jest aktywna

W Polsce kolejne szpitale zawieszają działalność swoich oddziałów - głównie pediatryczne, internistyczne, neurologiczne. Przyczyną jest brak lekarzy tych specjalności.

Masowe zamykanie oddziałów szpitalnych

„SPZOZ w Międzyrzecu Podlaskim informuje, iż w dniach 10 czerwca – 31 sierpnia 2021 r. ODDZIAŁ PEDIATRYCZNY będzie zamknięty. Świadczenia zdrowotne w zakresie hospitalizacji pediatrycznej w ww. okresie zabezpiecza Wojewódzki Szpital Specjalistyczny w Białej Podlaskiej” - czytamy na stronie placówki.

Wiadomo, że działanie oddziałów pediatrycznych zawiesił także szpital w Pucku i Zamościu.

Z kolei w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Elblągu został zwieszony oddział neurologiczny

„Uprzejmie informujemy, że od 01 lipca 2021 r. do 31 sierpnia 2021 r. działalność Oddziału Neurologicznego z Pododdziałem Udarowym została czasowo zawieszona! Z uwagi na brak możliwości zabezpieczenia udzielania ciągłości świadczeń z wyżej wymienionego zakresu, Szpital nie będzie wykonywać świadczeń diagnostycznych i leczniczych w całym zakresie neurologicznym oraz w diagnostyce i leczeniu udarów, zarówno w trybie przyjęcia planowego oraz tzw. pilnego/ostrego” - napisano w oświadczeniu.

Natomiast w Rybniku od 1 lipca zamknięte są aż cztery oddziały: pediatria, interna i dwa otolaryngologiczne - dla dzieci i dorosłych.

“[...] Słyszę też, że zwolniłam lekarzy, czego efektem jest zamknięcie czterech oddziałów WSS nr 3 w Rybniku: pediatrii, wewnętrznego, otolaryngologii dzieci i dorosłych. To nieprawda, bo ci lekarze podjęli samodzielną decyzję o odejściu z placówki” - podkreśliła w oświadczeniu Ewa Fica, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 3 w Rybniku.

To tylko przykłady niektórych szpitali, w których zamykane są oddziały. O początku lipca 2021 r. zamknięto już ich kilkanaście, a liczba ta stale rośnie.

Dr. n. med. Jerzy Friediger
Szpital Specjalistyczny im. Stefana Żeromskiego w Krakowie

Obecny brak lekarzy specjalistów w Polsce można było przewidzieć już pod koniec lat 80. XX w.

Zdaniem dr. n. med. Jerzego Friedigera, dyrektora Szpitala Specjalistycznego im. Stefana Żeromskiego Samodzielnego Publicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej w Krakowie, zamykanie oddziałów szpitalnych, które ma dziś miejsce, to konsekwencja m.in. działań podjętych ponad 30 lat temu.

- Z końcem lat 80. ubiegłego wieku bardzo znacznie ograniczyliśmy nabór na studia medyczne. Wiadomo było, że to musi się odbić niekorzystnie na stanie kadry medycznej. Jeśli nagle przestaje się kształcić, to przestaje przybywać lekarzy - wyjaśnia dr Jerzy Friediger.

Poza tym – kontynuuje ekspert – zaszły zmiany w systemie specjalizacji lekarzy.

- Mamy 77 specjalizacji i wszystkie są równorzędne. W związku z czym lekarze chętniej wybierają specjalizację łatwiejszą, węższą niż tę szerszą, taką jak interna, ginekologia czy chirurgia ogólna - dodaje.

W najgorszej sytuacji pediatria i interna. “Wcześniej zgłaszaliśmy, że te specjalizacje zginą”

Dyrektor krakowskiego szpitala szczególną uwagę zwraca na sytuację pediatrów w Polsce.

- W pewnym momencie zlikwidowaliśmy poradnie pediatryczne, w związku z czym dla pediatrów została alternatywa: albo praca w oddziale pediatrycznym, albo praca jako podwykonawca u lekarzy rodzinnych. Jednak nie za bardzo było gdzie i nie za bardzo kto miał szkolić tych lekarzy. W związku z tym, że dla pediatrów nie było miejsc pracy, lekarze ograniczali zgłaszanie się na tę specjalizację - powiedział ekspert.

Podobnie sytuacja wygląda w przypadku internistów.

- Nie ma poradni internistycznych. Całą internę przejęli lekarze rodzinni. Już wcześniej zgłaszaliśmy, że te specjalizacje zginą - wyjaśnia dr Jerzy Friediger i zauważa, że nie są zamykane oddziały okulistyczne czy inne wysokospecjalistyczne.

- Te oddziały funkcjonują bardzo dobrze. Zamykamy oddziały internistyczne, pediatryczne, ginekologiczno-położnicze. Przyczyna wydaje się być oczywista - wskazuje ekspert.

Braki kadrowe na oddziałach szpitalnych są powiązane także z niskim wynagrodzeniem

Dr Jerzy Friediger jako kolejną przyczynę braku kadry na oddziałach szpitalnych wymienia niskie wynagrodzenia medyków tam pracujących.

- Nie dziwię się, że obecnie nie ma chętnych do pracy w oddziałach szpitalnych, skoro Ministerstwo Zdrowia wyznaczyło pensję lekarza specjalisty w szpitalu na poziomie ok. 6 800 zł brutto. Lekarz rodzinny w tym samym czasie temu samemu lekarzowi jest w stanie zapłacić wielokrotnie więcej, podobnie jak prywatna firma - wyjaśnia ekspert i zwraca uwagę na inną ważną kwestię.

- Zapominamy o tym, że następni lekarze specjaliści nie będą kształceni, ponieważ kształcenie specjalizacyjne odbywa się wyłącznie w oddziałach szpitalnych, w żadnych innych - zaznacza.

Przytacza także dane przedstawione przez Katarzynę Głowalę, która w latach 2015–2018 była podsekretarzem stanu w Ministerstwie Zdrowia. Wynika z nich, że wg oświadczeń w szpitalu pracuje ponad 81 tys. lekarzy (wliczając w to wszystkich rezydentów, stażystów), a w POZ prawie 36 tys. lekarzy.

- W związku z tym na oddziałach szpitalnych nie zostaje wiele lekarzy. Nie ma się co dziwić, że są one zamykane - mówi dr Jerzy Friediger.

Konieczna zmiana podejścia do organizacji ochrony zdrowia w Polsce

Zdaniem dyrektora krakowskiego szpitala trzeba zmienić filozofię, podejście do całej organizacji ochrony zdrowia w Polsce, aby zaistniała sytuacja uległa poprawie.

- Najwyższa Izba Kontroli pisze, że największy udział w wydatkach ogólnych na świadczenia opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych mają środki na świadczenie szpitalne. Udział ten wynosi 50 proc., co jest moim zdaniem zakłamaniem statystyki. Czy to nie świadczy o tym, że przy tak śmiesznych zarobkach po prostu za mało przeznaczamy na ochronę zdrowia? - pyta retorycznie dr Jerzy Friediger.

- Może trzeba przyjrzeć się też profilowi oddziałów, takich jak oddziały ginekologiczne i położnicze, które przeprowadzają mniej niż 300-500 porodów rocznie. Taki oddział nie ma racji bytu, podobnie jak oddział chirurgiczny, gdzie wykonuje się mniej niż 500 zabiegów w skali roku - dodaje.

Brak lekarzy w Polsce – czy sytuację uratują medycy zza wschodniej granicy?

Pod koniec listopada 2020 weszły w życie przepisy, które ułatwiają podjęcie pracy w sektorze ochrony zdrowia przez medyków spoza UE. Do resortu zdrowia wpłynęły głównie wnioski o pracę lekarzy posiadających obywatelstwo białoruskie oraz ukraińskie.

Jednak zdaniem dr. Jerzego Friedigera lekarze zza wschodniej granicy nie poprawią sytuacji kadrowej w Polsce.

- Założenie, że zza wschodniej granicy przybędzie taka ilość lekarzy, która pozwoli uzupełnić nasze niedobory kadrowe jest założeniem fałszywym. Nie będzie ich w takiej liczbie, aby uzupełnić braki, zwłaszcza, że braki mamy wśród lekarzy specjalistów. Tak samo jak z Polski nie wyjechało tylu lekarzy, żeby uzupełnić niedobory lekarzy w Wielkiej Brytanii - zauważa ekspert.

W ocenie dr. Jerzego Friedigera medycy z Białorusi czy Ukrainy nie chcą tak chętnie pracować w Polsce, jak zakładał rząd.

- To nieprawda, że na Wchodzie są lekarze, którzy tylko czekają, żeby przyjechać do pracy do Polski. Nie mówiąc o tym, że oni są w inny sposób wykształceni, że mają sposób kształcenia nie zawsze przystający do naszych standardów, ale to już osobna sprawa - komentuje ekspert.

Źródło: Puls Medycyny

Najważniejsze dzisiaj
× Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.