Dakar – do celu 6,5 tys. kilometrów
Dr Maciej Paruzel, mikrochirurg z Trzebnicy, na motocyklu jeździ od 25 lat. Podczas motocyklowej wyprawy do Dakaru przejechał pół Afryki. Pokonał swoje słabości i doświadczył odmienności kulturowej. W pamięci pozostały mu migawki z niełatwego życia afrykańskiej ludności oraz obrazy górskich i pustynnych, ciągnących się bez końca, bezdroży Sahary.
„Marzenia o wyprawach towarzyszyły mi od dzieciństwa. Problemem zawsze były pieniądze. W 2009 roku na spotkaniu z kolegami zastanawialiśmy się, gdzie można by pojechać motocyklami. Trochę żartem, trochę serio padło hasło: Dakar w Senegalu. Od dziecka podziwiałem uczestników mitycznego rajdu Dakar. Entuzjastów i chętnych do eskapady było wielu, ale w rezultacie zostałem sam. Pojechałem ze znajomym, którego poznałem na forum internetowym” — opowiada Maciej Paruzel. Wyprawa była dużym wyzwaniem organizacyjnym, trzeba było m.in. załatwić wizę do Mauretanii i Senegalu. Zwykle na taką wyprawę jedzie się w kilka osób. Zawodnikom w rajdzie towarzyszą lekarze, serwis. A ich było tylko dwóch.
Trasa rajdu istniała do 2008 roku, rok później ze względu na zagrożenia atakami terrorystycznymi rajd zmienił lokalizację (obecnie odbywa się w Ameryce Południowej). Z konieczności musieli więc wybrać głównie drogi asfaltowe, choć były też odcinki szutrowe i piaszczyste, ale zawsze w pobliżu jakiejś cywilizacji.
Maciej Paruzel jazdę motocyklem określa jednym nieprzyzwoitym słowem. Mówi, że jazda samochodem jest koniecznością, nie ma w tym przyjemności, natomiast motocykl daje podniecenie, ekstazę i jednocześnie adrenalinę, jazda nim jest jak lot. „Gorzej, jeśli maszyna zachowuje się inaczej, niż tego oczekuję, a tak czasami bywa. To najczęstszy błąd młodych kierowców. Motocykl pędzi, dodaje się gazu i jest dobrze, ale kiedy zaczyna wężykować, nurkować teleskopowo, wpadać w ruchy wibracyjne, wówczas strach, brak doświadczenia i brak szybkiej reakcji oznaczają wypadek. Wibracje kierownicy przy dużej prędkości i hamowaniu mogą młodego kierowcę bardzo przestraszyć. Ja już wiem, jak sobie z tym poradzić, bo mam doświadczenie. Wiele lat temu jeździłem na motocyklach o małych pojemnościach i umiem wyciągać wnioski ze swoich upadków. Zawsze kiedy kupowałem silniejszy motocykl, wiedziałem, że wszystko to, co się dzieje podczas jazdy, będzie zwielokrotnione. Zarówno w sensie pozytywnym, jak i negatywnym. To wymaga wysiłku i większej koncentracji niż w samochodzie” — opowiada Maciej Paruzel.
Jego zdaniem, każda wyprawa ma sens tylko wtedy, kiedy ma się do kogo wrócić i komu o niej opowiedzieć. To kolejne miesiące przeżywania wszystkiego od początku. „Prowadzimy z żoną specyficzny styl życia. Nie oglądamy telewizji, lubimy poznawać nowe rzeczy, przemieszczać się w nieznane. Nie jesteśmy domatorami. Przed wyprawą do Dakaru zapytałem żonę, czy mogę jechać. Zdawała sobie sprawę, że to bardzo niebezpieczna podróż i różnie może się zdarzyć, ale wiedziała też, że Dakar był moim marzeniem od lat. Jeśli powiedziałyby „nie”, żyłaby z frustratem, który nie dokonał tego, o czym przez lata marzył. Dlatego się zgodziła i tym samym dała mi wielkie szczęście” — reasumuje Maciej Paruzel.
Źródło: Puls Medycyny
Podpis: Magdalena Orlicz-Benedycka