Co ma zrobić lekarz, gdy rodzic nie chce szczepić dziecka
W gabinecie rozegra się „walka” pomiędzy pewnym swego rodzicem i lekarzem realizującym obowiązek szczepień ochronnych. Fakty są jednak nieubłagane - odmów szczepień jest z roku na rok więcej. Mnożą się skargi do sądów, składane przez rodziców i niekorzystne dla nich orzeczenia. Ale ataki na lekarzy nie ustają. Trzeba pamiętać, że w tej sytuacji medycy nie są bezradni.

Przyjrzyjmy się motywacjom i postawom obu stron „konfliktu” oraz możliwym, najczęściej spotykanym dalszym etapom postępowania.
Przychodzi do lekarze rodzic, który nie chce szczepić dziecka - dwa punkty widzenia
Perspektywa lekarza: wiem, że przychodzi rodzic, który nie chce szczepienia swojego dziecka. Trochę się obawiam, bo będą podnoszone kwestie, na których na pewno nie zna się lepiej niż ja, wykwalifikowany pediatra. Będzie mi próbował wmówić, że robię coś nieprofesjonalnie, że wzbudzam w nim obawę o niepożądane odczyny poszczepienne, że badanie kwalifikacyjne nie zostało przeprowadzone zgodnie z wiedzą medyczną. Ciężko mi już z tym walczyć. Wiem, że wizyta bezpodstawnie się przedłuży, a inni pacjenci będą dzisiaj przyjęci z opóźnieniem.
Perspektywa rodzica: przeczytałem już wszystko, wiem, w co uderzać. Nawet zapłaciłem komuś za „doradztwo”: jak zablokować obowiązkowe szczepienia u moich dzieci. Lekarze nie dają mi 100-procentowej gwarancji, że wszystko będzie w porządku. Nie ufam nikomu. Najlepiej byłoby znaleźć lekarza, który — wbrew wymogom etycznym — zgodzi się ze mną i razem znajdziemy jakiś sposób, żeby odroczyć szczepienie. Moje dziecko chorowało zakaźnie i przeżyło bez szczepionek! Dziś w gabinecie zrobię więc wszystko, żeby do szczepienia nie doszło.
Przybywa odmów szczepień i kar administracyjnych
Walka rodziców dzieci, którzy nie chcą szczepić swoich latorośli, z lekarzami, z organami administracji (sanepidem), a następnie sądowy etap tego konfliktu są znane co najmniej od początku obowiązywania aktualnej ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi z 5 grudnia 2008 r. Ten problem, tragiczny z punktu widzenia zdrowia publicznego ogółu społeczeństwa, nasila się w ostatnich latach.
Według badań Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego — Państwowego Zakładu Higieny, w 2010 r. zanotowano tylko 3437 przypadków odmowy szczepień. W 2019 r. takich osób było prawie 50 tys., a w 2021 r. zanotowano 61,3 tys. uchyleń od tego obowiązku. Poradnie bez przerwy wysyłają notyfikacje o braku realizacji szczepień do Państwowego Inspektora Sanitarnego właściwego na swoim terenie.
Z kolei antyszczepionkowi rodzice piszą pisma w postępowaniach egzekucyjnych w administracji i skargi do sądu. Argumenty przedstawiane jako zarzuty są rozmaite. Od tak „górnolotnych”, jak naruszenie Konwencji o Ochronie Praw Człowieka, przez kwestionowanie konstytucyjności komunikatu Głównego Inspektora Sanitarnego — Programu Szczepień Ochronnych po zastrzeżenia odnośnie do przeprowadzenia lekarskiego badania kwalifikacyjnego, tudzież niedopełnienia formalności wskazanych w ustawie o zapobieganiu i zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych.
Orzecznictwo administracyjnoprawne jest w tej mierze bardzo szerokie i bardzo niekorzystne dla skarżących rodziców. Grzywny za brak wykonania obowiązków są przez sądy podtrzymywane, a „argumenty” przedstawiane w licznych pismach — obalane w związku z podstawowymi zasadami logiki i wykładni przepisów prawa.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Coraz więcej Polaków uchyla się od szczepień obowiązkowych. W 2022 r. pobity kolejny rekord
“Taktyka” rodzica-antyszczepionkowca - jeśli nie uderzenie w sanepid, to może w lekarza
Walka o sprawę rodziców-antyszczepionkowców jest toczona na wielu frontach. Uderza się bezpośrednio w lekarza, próbując potokiem słów ujętych w pseudopoprawny logicznie i pseudozgodny z prawem tekst kierowanych pism wymóc pewne zachowania lub wywołać efekt mrożący.
W pismach, które napływają do podmiotów leczniczych, atak na lekarzy odnosi się do:
- rzekomo nieprawidłowego wykonania badania kwalifikacyjnego;
- niefachowej oceny pracy lekarza z punktu widzenia zewnętrznego obserwatora;
- zarzutów o naruszenie przepisów ustawy;
- zarzutów o sfałszowanie dokumentacji medycznej z powołaniem się na przepisy Kodeksu karnego dotyczące fałszu materialnego dokumentów (art. 270 k.k.) czy poświadczenia nieprawdy w dokumencie (art. 271 k.k.);
- rzekomego narażenia pacjenta na niebezpieczeństwo i przestępstwa z art. 160 Kodeksu karnego z uwagi na narażenie na dopuszczenie do szczepienia;
- w pismach pojawiają się też absurdalne żądania o wszczęcie przez kierownictwo podmiotu leczniczego „postępowania dyscyplinarnego” w stosunku do lekarza, którego skarga dotyczy, tudzież o zmianę lekarza, na takiego, który będzie realizował swoje obowiązki zgodnie z zamysłem rodzica. Pojawia się też informacja o skierowaniu skargi na lekarza do właściwej izby lekarskiej.
Choć tego typu skargi, po ich merytorycznym przeanalizowaniu, okazują się obiektywnie bezpodstawne, wywołują niemałe poruszenie u personelu medycznego. Zawsze bowiem osoba, która czyta o sobie, że naruszyła przepisy i popełniła szereg przestępstw, w pierwszej kolejności doznaje pewnego rodzaju szoku i potrzebuje wsparcia kolegów i koleżanek z pracy, a także prawnego potwierdzenia prawidłowości swoich działań. Stosowanie pewnego rodzaju zaplanowanej z góry taktyki przeciwko lekarzom może bowiem zaburzyć cykl prawidłowego funkcjonowania w przychodni.
Prawna ochrona funkcjonariusza publicznego
Dlatego osobiście uważam, że należy wyraźnie i czynnie pomagać personelowi placówki i wspierać w działaniach mających na celu jego ochronę. Przypomnieć też należy, że oprócz merytorycznej odpowiedzi na rzekome zarzuty zaniechania lekarzy, warto wspierać personel pomocą w zakresie poradnictwa prawnego. Nierzadko bowiem pismo z zarzutami to jedynie pochodna burzliwej wizyty w gabinecie, która sztucznie przeciągała się z powodu zachowania rodzica dziecka. Zachowanie to często wykracza poza normy obowiązujące w społeczeństwie, a czasem może przybrać nawet formy karalnego zniesławienia lub zniewagi. Zgodnie z art. 44 ustawy z 5 grudnia 1996 r. o zawodach lekarza i lekarza dentysty, lekarzowi, który:
1) wykonuje czynności w ramach świadczeń pomocy doraźnej lub w przypadku, o którym mowa w art. 30,
2) wykonuje zawód w podmiocie wykonującym działalność leczniczą, który zawarł umowę o udzielanie świadczeń opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych, w związku z udzielaniem świadczeń zdrowotnych w tym podmiocie
— przysługuje ochrona prawna należna funkcjonariuszowi publicznemu.
Przytaczany przeze mnie już kilkakrotnie przepis powoduje możliwość ścigania z urzędu przestępstw zniesławienia, znieważenia czy naruszenia nietykalności cielesnej. Próby więc obrażania lekarza, wyzywania od „konowałów” czy inne, wymagają wezwania policji.
Podobnie w przypadku, gdy rodzic po odmowie poddania dziecka szczepieniu nie opuszcza gabinetu, żądając dalszych wyjaśnień i podpisania przygotowanych przez niego oświadczeń, możemy rozważyć zawiadomienie funkcjonariuszy policji w kontekście choćby art. 193 k.k. Według niego, kto wdziera się do cudzego domu, mieszkania, lokalu, pomieszczenia albo ogrodzonego terenu, albo wbrew żądaniu osoby uprawnionej miejsca takiego nie opuszcza, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku. Skoro świadczenie zdrowotne skończyło się i wszystkie czynności diagnostyczne i inne związane z tokiem leczenia zostały zakończone oraz brak jest już podstaw do kontynuowania badania, kierownictwo placówki ma prawo poprosić o jej opuszczenie. Niezastosowanie się do takiego żądania może rodzić odpowiedzialność karną czy wykroczeniową.
ZOBACZ TAKŻE: Znieważenie lekarza jako funkcjonariusza publicznego: co mówią przepisy?
Źródło: Puls Medycyny